Archiwum Polityki

Öcalan nie pan

W Polsce trzeba uważać na słowa, ale w Turcji jeszcze bardziej. Premier Recep Tayyip Erdogan natrafił na nieoczekiwane kłopoty w trakcie kampanii przed wyborami prezydenckimi, w których chciałby wystartować. Poszło o jedno słowo – sayin, czyli pan, zestawione z nazwiskiem Abdullaha Öcalana, przywódcy kurdyjskiego, od ośmiu lat siedzącego w więzieniu. Padło ono dwukrotnie z ust Erdogana, w 2000 r., w wywiadzie dla australijskiego radia SBS, i teraz krąży w Internecie. Obecnie przysłucha się im prokurator i uzna, czy wystąpić o uchylenie immunitetu. Erdoganowi grozi pół roku więzienia. Tak czy inaczej, będą kłopoty. Ktoś, kto tytułuje „panem” szefa terrorystów, nie jest godzien prezydentury – uznał Zeki Sezer, szef lewicy demokratycznej (DSP). I nie jest to wcale pogląd odosobniony. Erdogan już spędził cztery miesiące w więzieniu, w 1998 r. skazany za recytowanie wiersza, jak orzekł sąd, nawołującego do nienawiści religijnej.

Polityka 14.2007 (2599) z dnia 07.04.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 19
Reklama