Mamma mia, w Ameryce sukces, w Polsce klapa. Oto jak nieprzewidywalna i kapryśna jest nasza publiczność. Widzowie nie mają nic przeciwko oglądaniu powtórek niektórych do znudzenia znanych seriali, a potrafią niemal całkiem zlekceważyć pozycję nową i wartą zainteresowania. Jak film „Rodzina Soprano”.
Niską oglądalność (patrz Telemetr) serialu można by próbować tłumaczyć dość późną godziną emisji – około godz. 22.00. Jednak nie jest to film pełnometrażowy, a każdy 50-minutowy odcinek jest równie pasjonujący co zabawny, więc nie straszy, a raczej przed snem odpręża. Amerykanie za możliwość oglądania kłopotów włoskiej rodziny z New Jersey nie wahali się nawet płacić. Kodowana HBO zyskiwała przy każdym z nimi wieczorze 9-11 mln widzów. Na wrzesień 2002 r. HBO zapowiada czwartą już część przygód słynnej rodziny, a zanim to nastąpi, powtórzy 39 dotychczasowych odcinków. Na stronach internetowych trwa iście Sopranowe szaleństwo. Możemy nawet znaleźć na nich przepisy dań, które familia spożywa przy stole. Oni tu jadali śmieci – mówi o Amerykanach jeden z bohaterów filmu – zanim poznali włoskie żarcie, a teraz robią interes nawet na naszej cappuccino.
Tony Soprano ma gderliwą matkę, sfrustrowaną żonę oraz dwoje dzieci i wszystkie kłopoty z tym związane, plus kilka dodatkowych, wynikających z tego, że jest członkiem mafii. Don Corleone przewraca się jednak w grobie, gdy z gangsterskiego nieba spogląda na poczynania Tony’ego Soprano. Ten bowiem regularnie odwiedza niezbyt atrakcyjną psychoterapeutkę, w której się podkochuje. Mimo to, a może również dlatego, dalej cierpi na kompleksy, depresję, nerwice, lęki, smutki, paranoje, czyli wszystkie możliwe zaburzenia psychiczne, które dręczą mieszkańców wielkich miast. Aby utrzymać się w jakiej takiej kondycji, zażera się na równi z makaronem pastylkami Prozacu.