Archiwum Polityki

Bić Araba!

Artykuł Oriany Fallaci w „Corriere della Sera” (przedrukowany w Polsce przez „Gazetę Wyborczą”) narobił w Europie sporo szumu. Narobił szumu dlatego, że napisała go słynna Fallaci i to ze zwykłą sobie maestrią pióra. Cały literacki smak tekstu przysłonić jednak nie może faktu, że na poziomie intelektualnym jest on kompromitujący, na emocjonalnym zaś – nienawistny i głęboko szkodliwy. Zasadniczym przesłaniem jest tu nawoływanie do rozprawy ze zbrodniczym, prymitywnym, złowrogim i agresywnym (innego nie ma) islamem. Myślowo nie różni się to od enuncjacji pomieszczanych w rasistowskich szmatławcach, dzięki nazwisku autorki staje się jednak presentable, więc służyć będzie owym szmatławcom za wytęskniony listek figowy, da niemało radości najskrajniejszej prawicy i narobi hektolitry złej wody w mózgach prostaczków.

Zaczyna się od tego, że islam to cywilizacyjna mizeria. Owszem, jego wyznawcy umieją szczać na dużą odległość, za to ich dorobek kulturalny to tylko „Mahomet z jego Koranem”, Awerroes (który komentował zresztą naszego Arystotelesa), nieco pięknych meczetów i tłumiące muzykę dzwonów „wycie muezina”. Cóż, pani Fallaci nie zechciało się pochodzić po Kordobie, Grenadzie, czy Sewilli – wspominam to tylko, co każdy Europejczyk ma pod nosem, zakładając, że Kair, Marrakesz, Sana etc. są już znacznie za daleko. Uznaję też, że autorka nie ma pojęcia o arabskiej filozofii, nauce, poezji... Jest to o tyle wybaczalne, że o ile Arabowie tłumaczyli starannie Arystotelesa, Platona, Kartezjusza, Leibnitza, była to rzeczywiście ciekawość bez wzajemności, na co Kościół między innymi miał wpływ niemały. Innymi słowy 99,99 proc. Europejczyków ma taką samą wiedzę o kulturze muzułmańskiej, co Amerykanie z USA o polskiej.

Polityka 42.2001 (2320) z dnia 20.10.2001; Stomma; s. 98
Reklama