Archiwum Polityki

Matki Teresy życie po życiu

Władze indyjskie odmówiły prośbie Albanii o przeniesienie prochów przyszłej świętej do Europy. To nie jedyny spór o to, kim była i do kogo należy Matka Teresa.

Nie wszyscy kochali Matkę z Kalkuty. Oficjalne Indie ją nagradzały, ale hinduscy nacjonaliści patrzyli na te wyróżnienia krzywo, podobnie jak na jej pogrzeb urządzany przez państwo niczym Gandhiemu. Z Kalkuty, gdzie zaczynała swoją misję, odzywały się głosy niechęci, że przez Matkę świat ma coraz bardziej spaczony obraz tego ważnego dla Indii centrum. Tak jakby składało się ono tylko z masowych cierpień i jednego anioła, chrześcijańskiej misjonarki.

Dziesięć lat po śmierci Matki (1997 r.) indyjska pisarka Chitrita Banerji pisze, że gdyby nie przesadny rozgłos nadany jej działaniom, ta uczestniczka „europejskiej krucjaty” nigdy by nie odniosła sukcesu. Hinduska oburza się, że media przymykały oczy na to, u kogo Matka zabiega o fundusze, a czyniła to ze sprytem polityka: brać od każdego, kto daje. I to dlatego misja z Kalkuty mogła rozszerzyć się na ponad sto krajów.

Pochodząca z Kalkuty (od lat mieszka w Bostonie) autorka surowo ocenia dzieło Matki w tej metropolii. Banerji daje do zrozumienia, że Teresa nigdy nie była swoja, tutejsza. Nie wspomina, że przybyła do Indii na przełomie lat 20. i 30., zaś obywatelstwo otrzymała w 1951 r.! Jej winą w oczach tego odłamu społeczeństwa indyjskiego było i pozostaje, że kojarzy się z kolonializmem i nawracaniem na chrześcijaństwo, czyli – tak to widzą – niszczeniem tożsamości narodowej.

Tacy jak Matka wiedzą najlepiej, co jest dobre dla mas w Trzecim Świecie – ironizuje Banjeri – potępienie aborcji i nawracanie umierających na katolicyzm. Wyrosła na ikonę miłosierdzia, a w rzeczywistości, choć mogła mieć dobre zamiary, rozwijała swą misję kosztem odzierania Kalkuty z jej tożsamości.

Kalkuta (Kolkata) była stolicą Indii brytyjskich do pierwszych lat XX w., dziś jest 15-milionową stolicą stanu Bengal Zachodni.

Polityka 45.2009 (2730) z dnia 07.11.2009; Ludzie i obyczaje; s. 97
Reklama