Nic nie pokona polskiej, wspaniałej megalomanii narodowej. Usłyszałem ostatnio w telewizji, z okazji zbliżającej się rocznicy, od „kompetentnego” historyka, że był Grunwald „największą bitwą średniowiecznej Europy”. Cóż to w ogóle znaczy? Jak się mierzy wielkość bitwy? Liczbą uczestników? Francuz Enguerrand de Monstrelet naliczył po stronie polskiej 400 tys. Saracenów oraz 600 tys. Polaków i Litwinów. Równie hojny jest Joannes Schiphower z Meppen, który też przyznaje Jagielle milion żołnierzy, ale nie ma się z czego specjalnie cieszyć, bo w tym 240 tys. Tatarów, 200 tys. Żmudzinów i Litwinów, 200 tys. Wołochów, 170 tys. Moskwiczan, 150 tys. Turków i tylko 30 tys. Polaków. Z biegiem lat i badań cyfry te zmniejszały się surowo. Dzisiaj przyjmuje się omal zgodnie, że w bitwie wzięło udział, po obu stronach, ok. 40–50 tys. zbrojnych, czyli dziewięć razy mniej niż na Kosowym Polu (1389 r.), pięć razy mniej niż na Kulikowym Polu (1380 r.), cztery razy mniej niż pod Nikipolis (1396 r.), trzy razy mnie niż pod Manzikert (1071r.), dwa razy mniej niż pod Kałką (1223 r.) i Albuleną (1457 r.) etc.
W takiej klasyfikacji znajdowałby się Grunwald w początkach drugiej średniowiecznej dziesiątki. Podobnie, i dalej jeszcze, gdyby liczyć ilość ofiar śmiertelnych. Również znaczenie polityczno-strategiczne Grunwaldu było bez porównania mniejsze od Kosowego Pola, które otworzyło Turkom drogę w głąb Europy, Kulikowego Pola, które przyniosło Moskwie samodzielność polityczną, Nikipolis, pod którym złamana została na zawsze potęga Krzyżowców. Ważniejsza była i Warna, pod którą wraz ze śmiercią króla Władysława upadły ostatnie nadzieje na ocalenie chrześcijańskiego Konstantynopola. Cóż mówić o bitwie pod Poitiers (732 r.) – ok. 75–80 tys. uczestników, gdzie zahamowana została, zaledwie 330 km przed Paryżem, inwazja arabska.