Archiwum Polityki

Puścić wodze wiedzy

Kraje Unii muszą stać się bardziej innowacyjne. Przykład daje Finlandia. Czy my w Polsce możemy naśladować Finów?

Po co komu Unia Europejska? Pytanie to zadał przed trzema laty na łamach „Polityki” Esko Aho, premier Finlandii w latach 1991–95, kiedy ów mały nordycki kraj zafundował sobie modernizacyjną rewolucję. Stworzył dzięki niej najbardziej konkurencyjną i innowacyjną gospodarkę na świecie, zachowując przy tym jej wyjątkowy model społeczno-ekonomiczny, odwołujący się do idei państwa dobrobytu. Nic dziwnego, że w 2006 r. Komisja Europejska poprosiła Aho, głównego architekta fińskiego cudu, by stanął na czele zespołu opracowującego raport diagnozujący, co w Europie nie gra. Powstał głośny dokument „Creating Innovative Europe”, kończący się apelem „Europo, obudź się, zanim będzie za późno!”.

Co się stało? Kraje Unii, z nielicznymi wyjątkami jak Finlandia, tracą zdolność do konkurencji w obszarze, który ma coraz większe znaczenie w globalnym współzawodnictwie gospodarczym: innowacyjności. Niby wszystko jest na miejscu: dobre instytuty badawcze i uniwersytety z tradycjami, globalne korporacje, młodzi ludzie garnący się do nauki i zasobne instytucje finansowe. W praktyce jednak najbardziej utalentowani Europejczycy emigrują do Stanów Zjednoczonych, bo tam w realizacji naukowych karier nie przeszkadzają im feudalne struktury świata akademickiego. Korporacje przenoszą swoje centra badawczo-rozwojowe do USA i Chin – dynamicznych wielkich rynków, głodnych innowacyjnych produktów, bo tam najłatwiej o młodych utalentowanych ludzi, zdolnych do twórczej pracy. Nigdzie w Europie nie udało się skopiować fenomenu Krzemowej Doliny, wylęgarni zmieniających świat wynalazków. Nie udało się, bo potrzeba do tego nie tylko genialnych innowatorów i przedsiębiorców, lecz także finansistów z wyobraźnią, gotowych na ryzyko wspierania szalonych pomysłów.

Polityka 47.2009 (2732) z dnia 21.11.2009; Nauka; s. 80
Reklama