Archiwum Polityki

Sycylia Bałkanów

Atanas Atanasow, deputowany do parlamentu, były szef kontrwywiadu, ujmuje rzecz lapidarnie: inne państwa mają mafię. W Bułgarii to mafia ma państwo.

Rumena Guninskiego porwano 19 października. Ten 20-letni student Akademii Sportowej w Sofii wyszedł wieczorem na spacer z psem. Obok zatrzymał się biały Volkswagen Transporter. Wyskoczyło z niego trzech uzbrojonych i zamaskowanych mężczyzn. Wokół było pełno ludzi, udało się więc odtworzyć przebieg wydarzeń. Rumen się bronił, nawet udało mu się kilka razy uderzyć napastników. Włączył się pies, który broniąc pana, złapał zębami but jednego z intruzów. W końcu jednak wciągnęli Rumena do samochodu. Czwarty z porywaczy siedział za kierownicą, ruszyli natychmiast.

Tego wieczora w Sofii zaalarmowana policja zatrzymywała wszystkie podobne pojazdy. Bez skutku. Spalony wrak skradzionego, jak się okazało, samochodu znaleziono później. Porwany jest synem znanego biznesmena uznawanego za prawą rękę szefa największego kombinatu petrochemicznego w Bułgarii Neftochim, należącego do rosyjskiego Łukoilu. Do niego porywacze skierowali ultimatum: „Mamy twojego syna, jeśli chcesz zobaczyć go żywego, przygotuj 500 tysięcy euro”. W kraju panuje powszechna opinia, że z porwaniami mają związek nie tylko byli, ale i obecni funkcjonariusze MSW, którzy mogą informować bandytów o przebiegu śledztwa. Porywacze, lepiej zorganizowani i lepiej wyposażeni, zawsze są dwa kroki przed policją.

To nie pierwsze w Bułgarii porwanie dla okupu. Dziś opinia publiczna zobojętniała: traktuje te przestępstwa jako swego rodzaju karę za nieuczciwe wzbogacenie. – Zwykli ludzie nie boją się mafii, bo mafia się nimi nie zajmuje – mówi Adelina Marini, bułgarska dziennikarka.

W ostatnich latach było ich co najmniej 25. O dziesiątkach przypadków Ministerstwo Spraw Wewnętrznych dowiadywało się dopiero, gdy okup został wpłacony i porwany wrócił do domu. Albo nie dowiadywało się wcale – przypuszczalnie kilka razy więcej wydarzyło się takich, o których policja nie wie.

Polityka 46.2009 (2731) z dnia 14.11.2009; Świat; s. 91
Reklama