W medialnym zgiełku wywołanym aferą hazardową giną doniesienia o społecznych inicjatywach podejmowanych w różnych słusznych sprawach, których w kraju nie brakuje. Jedną z takich inicjatyw jest protest komitetu utworzonego przez środowisko związane ze stowarzyszeniem Wars i Sawa. Dotyczy on bulwersującej stołeczne kręgi patriotyczne decyzji warszawskiego Ratusza o wzniesieniu pomnika polskich ofiar KL Warschau na terenie dawnego żydowskiego getta.
Zdaniem komitetu, decyzja o lokalizacji pomnika w tym miejscu jest zła, a prawdopodobnie także antypolska. Ponadto komitetowi nie podobają się manipulacje wokół narodowości ofiar KL Warschau oraz ich liczby. Z ustaleń IPN oraz Rady Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa wynika, że ofiar tych było 20 tys., w tym głównie Żydów, czemu członkowie komitetu ostro się sprzeciwiają. Ich zdaniem ofiar było dziesięć razy więcej i byli to głównie Polacy, dlatego lokalizację pomnika w dawnym getcie traktują jako prowokację, zaś historyków IPN uważają za „narzędzie manipulacji”. Nie precyzują wprawdzie, w czyich rękach narzędzie to się znajduje i kto tym narzędziem operuje, ale odpowiedź narzuca się sama.
Komitet zamierza sprawę pomnika odkłamać i sprawić, „aby bronił martyrologii Polaków”. W jego opinii jedynym godnym miejscem dla pomnika ofiar KL Warschau jest skwer Alojzego Pawełka na Woli, niedaleko tunelu, w którym miało być zagazowanych 200 tys. warszawiaków. Faktu tego nie potwierdzają co prawda żadni poważni historycy, tym niemniej jednoznacznie potwierdza go pani Maria Trzcińska, szefowa komitetu, która od lat zna sprawę.
„Nie oddamy nikomu świętego Polakom miejsca”, informowały transparenty podczas wspieranego przez Radio Maryja protestu.