Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Lew i jagniątko

Nie oglądałem kabaretonu w Opolu. Sądziłem, że jako nieobecny jestem usprawiedliwiony. Diabła tam: jeden z uczestników tej zabawy obwinił mnie o to, że znowu nie odniósł sukcesu. Do domu. Przecenił (nie po raz pierwszy zresztą) moje pasje. Dawno już ostygłe. Rozumiem jednak byłego gwiazdora. Znalazł się w sytuacji literackiej. A to dla niego nowość. Ta sytuacja literacka to krajobraz z początków naszego wieku. Krakowskie Planty, którymi włóczył się Michał Bałucki.

- Dlaczego nie chcecie się śmiać? - zaczepiał przechodniów.

Rzeczywiście - wierni widzowie, zrywający boki na komediach Pana Michała, nagle przycichli. Zaczęli omijać łukiem jego premiery. Znaleźli nowych dostawców rozrywki i wzruszeń. Ich żarty, ich rymy i koncepty bardziej trafiały im do przekonania. I nie chodziło nawet o rangę żartu, oryginalność sformułowań, lecz o coś, co najtrudniej zdefiniować. A co jest duchem czasu. Który nie pojawia się w ruinach dawnej świetności. Choćby był to zasłużenie zabytek klasy zerowej.

Wspominam o tym, gdyż odwrót od peerelowskiej szkoły żartu jest dziś powszechny. Kabaret - satyryczna arystokracja - stał się skrótem myślowym. Pomocnym przy relacjonowaniu przez dziennikarzy obrad na Wiejskiej. Znaczy więc tyle, co niezborność myślowa, chaos organizacyjny, brak pomysłu na program. Happening - wdowiec po Pomarańczowej Alternatywie - to dziś rzucanie jajami bądź wleczenie na postronku kozy. Wyzwolona z gospodarskich rąk, nareszcie odetchnie. Monolog to orędzie premiera Buzka. Dialog to spotkanie robocze Mariana Krzaklewskiego, przewodniczącego - z Marianem Krzaklewskim, szefem klubu. Powiada stare jak świat przysłowie: kiedy ponurość puka do drzwi - humor ucieka oknem. Oczywiście, pod warunkiem, że przynajmniej okno jest otwarte.

Polityka 30.1998 (2151) z dnia 25.07.1998; Groński; s. 69
Reklama