Archiwum Polityki

Frakcje w akcji

Sytuacja jest poważna - powtarzali przez kilka dni liderzy ZChN stając murem w obronie Ryszarda Czarneckiego, szefa Komitetu Integracji Europejskiej. Sytuacja była aż tak poważna, że okazała się zupełnie niepoważną. Wyszło bowiem na jaw, że premier nie może zmienić członka własnego gabinetu bez solidnej awantury politycznej, że premiera można swobodnie szantażować, nawet jeżeli osoba ministra, z którym chciałby się rozstać, jest - najdelikatniej mówiąc - co najmniej kontrowersyjna.

Kryzys zaczął zagrażać gabinetowi Jerzego Buzka nie z powodu siły opozycji, niezadowolenia prezydenta czy innych czynników zewnętrznych, ale skutkiem działań części własnego obozu politycznego. Raz jeszcze okazało się, że nikt tak skutecznie nie paraliżuje działań rządów solidarnościowych czy postsolidarnościowych jak ich własne szeregi. Awantura wywołana przez ZChN skutecznie przesłoniła takie zdarzenia jak finisz prac legislacyjnych nad trójstopniowym podziałem terytorialnym kraju, przesądzenie o kształcie systemu edukacji czy sejmowe rozpoczęcie prac nad restrukturyzacją górnictwa. Zamiast szczycić się oczywistymi sukcesami w postępie najtrudniejszych reform, premier został uwikłany w negocjacje na temat teki ministra, który być może jeszcze jest ministrem, ale tak naprawdę nie ma to już wielkiego znaczenia.

Wiadomo przecież od dawna, że Komitet Integracji Europejskiej i jego urząd działają źle, że trwa tam wewnętrzny konflikt, że nie sprawdziła się formuła postawienia na czele KIE ministra-członka Rady Ministrów, że ten komitet, jako jeszcze jedno ministerstwo równoprawne z innymi, jest w ogóle niepotrzebny. Urząd KIE ma być bowiem sprawną maszyną urzędniczą, a nie miejscem uprawiania samodzielnej polityki. To wszystko już wielokrotnie opisywano. Podobnie jak oczywisty brak doświadczenia Ryszarda Czarneckiego do kierowania Komitetem, skrywany dziś za pustym hasłem, że oto tylko on doprowadzi nas do Europy nie na klęczkach, ale z podniesioną głową. Jest to hasło całkiem mało poważne.

Warto więc odmitologizować sytuację. Zmiany w KIE są potrzebne nie dlatego, że Unia Wolności chce zagarnąć pod swe skrzydła wszystkie sprawy związane z integracją. Zresztą na czele Komitetu staje sam premier, co powinien był zrobić w dniu zaprzysiężenia swego gabinetu.

Polityka 31.1998 (2152) z dnia 01.08.1998; Wydarzenia; s. 15
Reklama