Archiwum Polityki

Zapach malw

Od paru tygodni prowadzę we Włoszech próby w teatrze i przymierzam słowa Mickiewicza "O czym tu dumać na paryskim bruku" do rozpalonych słońcem bruków Rzymu. Wieczne miasto jest dla Polaka najczęściej miejscem turystycznych uciech czy pielgrzymek. Jako miejsce pracy już po tygodniu ożywia nostalgię za odległą Ojczyzną, gdzie i chłodniej, i swojsko, i sielsko.

Dla wypełnienia tych tęsknot wziąłem do czytania dwie rozrywkowe lektury - jedna to wspomnienia dworkowo-pałacowe Franka Starowieyskiego (spisane przez panią Uniechowską), a drugie to spisane własnoręcznie przez aktualnego wiceministra spraw zagranicznych Radka Sikorskiego podobne wspomnienia po angielsku. Z obu książek pachnie malwami, wśród zieleni bieleją zgrabne kolumny dworków (czy też pałaców). W upalne rzymskie lato mitologia polskiej wsi wesołej odżywa z całą siłą, mimo że obaj autorzy piszą drobiazgowo o zniszczonym micie - obaj tworzą kronikę unicestwienia raju.

Historia nie lubi statystyk, ale żeby zrozumieć powszechne nostalgie Polaków i wytłumaczyć je ludziom, z którymi stykam się w Rzymie, muszę wspomnieć, że w dawnej Rzeczypospolitej stan szlachecki liczył ponad dziesięć procent ludności, gdy na przykład we Francji nieledwie trzy procent ludzi mogło się szczycić nobilitacją. W Polsce ta ogromna ilościowo masa ogarniała zarówno wielmożów, jak i skromną szlachtę szaraczkową czy wreszcie całe uszlachcone wsie. Nic więc dziwnego, że współczesna Polska dość powszechnie przeżywa nostalgię za utraconym dworem i wpisuje się w tę tradycję, która się wiąże z ziemiaństwem. Widać to powszechnie w nowym indywidualnym budownictwie, gdzie ilość kolumienek i ganków przewyższa statystycznie (przynajmniej na oko) ilość domów skalkowanych z amerykańskiego wzoru, podobnie poraża ilość noszonych sygnetów, których liczba nie dochodzi wprawdzie dziesięciu procent ludności, lecz jest wyższa niż w krajach ościennych.

Polityka 31.1998 (2152) z dnia 01.08.1998; Zanussi; s. 73
Reklama