Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Cały Kisiel

Opublikowane przed rokiem "Dzienniki" Kisiela - księga gruba i nietania - stały się bezprecedensowym hitem księgarskim, a echa wzbudziły niezwykle rozległe, aż po tron papieski sięgające. Obecnie "Iskry" - idąc za ciosem - wydają serię Pism wybranych Stefana Kisielewskiego, obejmującą wszystkie uprawiane przezeń rodzaje i gatunki literackie i publicystyczne.

W szkicu z roku 1946 "O polityce i pewnym poecie" (w którym to szkicu strofował za lekceważenie polityki Czesława Miłosza) Kisiel pisał: "Polityka ma w sobie coś ze sztuki; sztuka - domena uczuć i drgnień psychicznych często zgoła irracjonalnych, jest jednocześnie w swej formie, w swych prawach estetycznych ścisła, zdyscyplinowana, logiczna. Najpiękniejszy utwór muzyczny wyrazić można szeregiem cyfr obrazujących zależności akustyczne, a więc - zależności natury przyrodniczej. Polityka, również często nie wiadomo na czym polegająca i często intuicyjna, jest w istocie dziedziną ścisłą, konkretną - wyrażającą konkretne i wyraźne drgnienia organizmu społecznego. Polityka wymaga fachowców - lecz fachowców politycznych nie należy utożsamiać ze specjalistami od poszczególnych dziedzin gospodarki czy techniki. Rządy techników lub uczonych są utopią - politycy mają zawsze rolę nadrzędną".

Myśl tę - rozwijaną przez autora na różne sposoby i przy różnych okazjach, a także tłumaczącą poniekąd tytuł programowego tomu publicystycznego Kisiela - wpisałbym do sztambucha aktorom dzisiejszej politycznej sceny. A także sceny jutrzejszej.

Stefan Kisielewski - powieściopisarz, w większości swych utworów również podejmował problematykę polityczną, a piórem krytyka postulował wobec literatury typ nieocenzurowanego, nielicencjonowanego "zaangażowania politycznego". Realizację tego postulatu podjął jako Tomasz Staliński, autor serii powieści o Polsce lat 60. i 70. Pierwsza powieść z tej serii - "Widziane z góry" - stała się sensacją salonów politycznych tamtych lat; dziś perturbacje zbiegłej z ówczesnego cyrku politycznego lwicy salonowej z jej ówczesnymi treserami i protektorami zetlały, brnie się przez tę powieść z wyraźnym trudem, a czytelnik nie dysponujący "kluczem" personalnym umożliwiającym identyfikację dramatis personae utyka po pierwszych stronach (sprawdziłem to na poddanych testowi przedstawicielach młodego pokolenia).

Polityka 32.1998 (2153) z dnia 08.08.1998; Kultura; s. 44
Reklama