Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Śledzenie śledzia

Jeśli firma ze Szczecina zechce sprowadzić makrele lub dorsze z Norwegii, to jej właściciel najpierw musi udać się do Warszawy. Po zezwolenie na import, którego urzędnik nie może przecież wydać od ręki. Do 20 czerwca wystarczyło, że ryby dokładnie zbadał na granicy lekarz weterynarii, teraz najpierw ministerialny urzędnik musi obejrzeć podanie i zaakceptować nawet przejście graniczne.

Biurokracja stworzyła niezdrową, korupcjo-genną sytuację. - Jeśli dostaję ofertę, a potem tygodniami czekam na zezwolenie, to ryby dawno kupi ktoś inny - irytuje się importer. A pani w Ministerstwie Rolnictwa rozkłada ręce, że sezon urlopowy i ona ma tysiąc podań do "przerobienia", więc muszę być cierpliwy. Jak mam to rozumieć?

Kolejny rozmówca, którego spotykam pod drzwiami departamentu weterynarii, nie mógł się doprosić, aby jego podanie w ogóle zostało przyjęte. Procedura wymaga bowiem, aby najpierw udał się do rejonowego lekarza weterynarii, który wyda zgodę na miejsce składowania towaru. Mój rozmówca nie chce jednak niczego magazynować. Nie wie jeszcze, czy skorzysta z oferty, zdecyduje o tym po zobaczeniu próbek. Przyjechał z Gdyni, aby ubiegać się o zezwolenie na import jednego kartonu mrożonych filetów. Nie wie, ile czasu przyjdzie mu na nie czekać. Jak mu Warszawa pozwoli na ocenę próbnej partii, przyjedzie znów po zezwolenie na sprowadzenie towaru.

Przedsiębiorca nie rozumie, jak ministerstwo, patrząc tylko w papier, oceni jakość zdrowotną ryb, które jeszcze pływają daleko. Przecież, kiedy już pojawią się wreszcie na polskiej granicy, o jej przekroczeniu i tak zadecyduje lekarz weterynarii.

To, co dla przedsiębiorców jest ograniczeniem ich wolności gospodarczej i zachętą do korupcji, z perspektywy departamentu weterynarii MRiGŻ wygląda na proces dostosowywania polskiego handlu rybami do wymogów Unii Europejskiej. Słyszę też o ustawie z kwietnia 1997 r. o zwalczaniu chorób zakaźnych zwierząt, badaniu zwierząt rzeźnych i mięsa oraz o Państwowej Inspekcji Weterynaryjnej. W ustawie jednak nie ma słowa o tym, że wolny do tej pory handel rybami mają regulować zezwolenia przydzielane centralnie.

Od Andrzeja Komorowskiego, Głównego Lekarza Weterynarii, słyszę, że jest to tylko etap przejściowy, który potrwa do końca lipca.

Polityka 32.1998 (2153) z dnia 08.08.1998; Gospodarka; s. 54
Reklama