Wszyscy znają: spotyka się dwóch typków.
- Co ci jest? Okropnie wyglądasz - mówi żwawszy.
- Sam powiedz: żona mnie rzuciła, mieszkanie mi okradli, syn stracił pracę, samochód po kraksie nadaje się wyłącznie do kasacji, na koncie zostało mi dwadzieścia złotych. Czy może być jeszcze coś gorszego?
- Sierpień!
Święta prawda: nerwowy jakiś ten sierpień. Chaotyczny. Nie wiadomo nawet, kto rządzi. Lepper - na drogach. Świtoń na żwirowisku. Walendziak - w Kancelarii. Rydzyk - w eterze. Mafia - na Wybrzeżu. A premier? Zdaje się, że znowu działa w konspiracji. "Zaręczam jednak, że gdy trzeba - zwierza się w ťTysoluŤ - potrafię uderzyć pięścią w stół..." Gdzie ten stół? Nogi stołowe zachowują dyskretne milczenie. A pięść? Zgodnie z definicją - pięść to jedynie ręka w gniewie.
Dawno temu na scenie wesołego teatrzyku grany był skecz, pióra Antoniego Słonimskiego. Bohaterem skeczu był planista. Obserwując to, co za oknem, doszedł do wniosku, że za dużo jest improwizacji i braku uzgodnień. Domagał się więc, by na przykład odpowiednia komórka obliczyła, ile potrzeba na kwartał wierszy. Z rozbiciem na podgrupy: tyle a tyle utworów okolicznościowych, tyle liryki obywatelskiej, tyle poezji osobistej.
- No dobrze. A co z nadprodukcją? - spytał spokorniały petent.
- Wyśle się ciężarówki dowożące brygadę sprzątaczy. Wezmą i uprzątną. W cięższych wypadkach polewaczki zroszą tę, za przeproszeniem - niwę poetycką.
Przypomniała mi się ta scenka. Zgodnie z przewidywaniami: śmierć wybitnego poety stała się pretekstem do wzlotów natchnienia żałobników - na ochotnika. Pierwszy zgłosił się Czesław Niemen. Śpiewał rapsod żałobny? Śpiewał. No to zadedykował Herbertowi wyrób własnego talentu.