Archiwum Polityki

Co piszczy w GMO

Na liście wrogów IV RP znalazły się również genetycznie zmodyfikowane organizmy. W tej sprawie PiS gotów był na ostry i kosztowny konflikt z Unią Europejską. Czy koalicja PO-PSL będzie kontynuowała tę wojnę?

Polacy, podobnie jak większość mieszkańców UE, odnoszą się dość sceptycznie do genetycznie modyfikowanej żywności (ponad 70 proc. obywateli naszego kraju deklaruje, że nie chciałoby jej jeść). Fakt ten był zapewne jedną z głównych przyczyn niechęci polityków PiS do genetycznie zmodyfikowanych organizmów (w skrócie GMO, od ang. Genetically Modified Organisms). Dzięki takiej postawie można było zarobić dodatkowe punkty w sondażach. Drugi powód to ochrona interesów eksporterów polskiej żywności, która ma opinię zdrowej i ekologicznej. Ale czy uprawy genetycznie zmodyfikowanych roślin rzeczywiście stanowią zagrożenie dla rodzimego rolnictwa?

Zielone na czerwone

W 2005 r. rząd premiera Marka Belki przygotowywał się do dopuszczenia w Polsce upraw roślin zmodyfikowanych genetycznie, czyli tzw. transgenicznych. Odpowiednie zezwolenia wydano dla czterech południowych województw. Było to zgodne z nowymi trendami w UE, początkowo zdecydowanie przeciwnej GMO, ale z czasem coraz mniej bojaźliwie odnoszącej się do stosowania inżynierii genetycznej w rolnictwie. Jednak zielone światło zostało szybko zmienione na czerwone jeszcze pod koniec rządów SLD: Ministerstwo Rolnictwa ogłosiło wówczas dwuletnie moratorium na uprawy roślin transgenicznych.

Po dojściu do władzy koalicji PiS–LPR–Samoobrona stanowisko polskich władz jeszcze bardziej się zradykalizowało. Zarówno resort rolnictwa z Andrzejem Lepperem, jak i obsadzone przez PiS Ministerstwo Środowiska z Janem Szyszko na czele postanowiły rozpocząć wojnę z GMO. W marcu 2006 r. Rada Ministrów oficjalnie ogłosiła, iż polski rząd będzie dążyć do przekształcenia terytorium kraju „w strefę wolną od organizmów zmodyfikowanych genetycznie”.

Dobrą okazją do wprowadzenia tego hasła w życie stały się zmiany legislacyjne związane z wejściem do Unii.

Polityka 6.2008 (2640) z dnia 09.02.2008; Nauka; s. 78
Reklama