Archiwum Polityki

Kot na kolanach

Aldonka Plewińska z Katowic prosi, żebym jej podała dwie gruszki otrzymane za dobre sprawowanie w szkole. Bierze je ode mnie brodą i krótkim kikutkiem. Drugą rękę natura amputowała równo z tułowiem nie zostawiając najmniejszej bodaj cząstki, nawet stawu. Kiedy Aldonka skacze do łazienki na swej jedynej nodze, żeby je umyć, gruszki na kikuciku podtrzymywane brodą leżą jak przyklejone, choć Aldonka odbija się na nodze od podłogi, jakby miała w niej niewidzialną sprężynkę.

A jeśli także nie ma się nóg? Co trzeba zrobić, żeby wstać z krzesła? To proste - wypaść z niego. Jak jednak usiąść z podłogi na krzesło? Należy oprzeć się na szczątku nogi, kilkunastocentymetrowym kikutku, który litościwie pozostawiła natura (drugiej nogi nie ma w ogóle ani centymetra). Następnie oprzeć się na czymś, co powinno być ręką, a jest rodzajem krótkiej falbanki wystającej nad pachą. Potem - uruchomić mięśnie pośladków, dzięki którym ciało zostaje podrzucone w górę jak sprężyna, wprost na krzesło, dokonując w locie obrotu tak, aby umieściło się tyłem do oparcia. I się siedzi.

Teraz, wciąż wykorzystując mięśnie pośladków, należy przenosić ciężar ciała kolejno na nogi krzesła. I ono zaczyna "iść" z ciałem naprzód. Tak się chodzi.

Denise Legrix, Francuzka, "kobieta-pień", jak ją anonsowano w cyrku, trzymając ołówek włożony wzdłuż obojczyka i podtrzymując go brodą - pisała i rysowała. Chwytała rękami szklankę i podkładając pod jej dno dłonio-falbankę samodzielnie piła. Sama jadła, używając noża i widelca. Kroiła materiał nożyczkami przy pomocy brody, głowy, obojczyka i "falbanki". Szyła ubranie i wykonywała wiele czynności niemożliwych, jakby się wydawało, bez posiadania rąk i nóg.

Dla niej samej osobliwym wydawało się, że kot wciąż wskakuje na jej kolana w miejscu, gdzie być powinny, ich brak był dla kota nie do pojęcia. W sobie niczego nadzwyczajnego nie widziała. Nawet pół kobiety albo pół mężczyzny może żyć jak inni, jeśli bardzo tego chce - pisała w książce "Taka się urodziłam".

Koleżanka Denise, również "pień", nie mogąc znieść występów w cyrku, do którego oddała ją rodzina, popełniła samobójstwo "wypadając" ciałem do rzeki. Denise porzuciła cyrk, usamodzielniła się, zaczęła na wielką skalę organizować pomoc dla niepełnosprawnych.

Polityka 39.1998 (2160) z dnia 26.09.1998; Kraj; s. 30
Reklama