W tym teatrze bywam od sześćdziesięciu lat z dobrym okładem. Widziałem jego przebudowę, zniszczenie, odbudowę, ale zawsze była to Opera Warszawska, o właściwym sobie repertuarze, tyle że lepiej, a często gorzej wykonywanym. Dopiero w samo święto muzyki, czyli 1 października tego roku, wszedłem tam i zdębiałem. Od z górą pół wieku towarzystwo mieszane, różnie odziane i zachowujące się, tego czwartku - socjeta! Wejście tylko za zaproszeniami, panowie przeto w smokingach, panie wieczorowo, a w dodatku wszyscy się znali i witali kordialnie: raut, a nie przedstawienie.
Polityka
41.1998
(2162) z dnia 10.10.1998;
Kultura;
s. 95