Archiwum Polityki

Krzyżyki w ciemno

Wybory 11 października przebiegały spokojnie, ale wiele wskazuje na to, że był to spokój niezrozumienia i obojętności. Apele polityków, kościelnej hierarchii i moralnych autorytetów, tworzenie wokół tej elekcji atmosfery absolutnej wyjątkowości nie przełamały, jak się wydaje, złej passy polskiej ignorowanej demokracji.

Z poniedziałkowych, szczątkowych relacji wynikało, że średnia frekwencja wyniosła około trzydziestu kilku procent, chociaż na przykład w Nieszawie (Wrocławskie) sięgnęła 60 proc., w Dubinach (Białostockie) - 50 proc., w Krakowie - 40 proc., ale już w Gdańskiem zatrzymała się na poziomie ok. 20 proc., a w Łomży ledwie osiągnęła 10 proc. Te dane będą nieustannie precyzowane aż do oficjalnych wyników PKW. Niemniej, nie tylko o euforii, ale nawet o zadowoleniu nie ma co mówić.

I chociaż niektórzy eksperci przestrzegają przed demonizowaniem znaczenia frekwencji wyborczej, trudno nie uznać jej za niezwykle istotny probierz nastrojów społecznych.

Powstaje więc pytanie, czy mogło być lepiej. Kampania wyborcza była krótka, pospieszna, na przemian usypiająca i znienacka brutalna, a Polacy nie znoszą brutalności w życiu publicznym. Politycy przekonywali, że wybory muszą być polityczne, badania opinii zaś pokazywały, że niemal połowa wyborców chętniej wybrałaby ludzi z lokalnych komitetów, spoza list "gigantów". Wybrałaby, gdyby poszła, a nie wiadomo, ilu zostało w domach. Instrukcje "jak głosować" pojawiły się właściwie dopiero ostatniego dnia przed wyborami. Nie wiadomo, dlaczego tak się stało. Ci, którzy uznali, że akt wyborczy przekracza ich siły i przyzwyczaili się do tej myśli, mogli już zdania nie zmienić. Znacznie mniej skomplikowana ordynacja parlamentarna była rok temu tłumaczona przez wiele dni.

Wielkie płachty papieru, jakie otrzymywali wyborcy choćby w Warszawie, budziły osłupienie i niedowierzanie. Nie mieściły się na stolikach, spadały z blatów w wyborczych kabinach. Ludzie zastanawiali się, w jaki sposób nawet bardzo znane partie znalazły tylu kompletnie nieznanych kandydatów. Na listach komitetów lokalnych nazwiska brzmiały zresztą w ogromnej większości tak samo obco.

Polityka 42.1998 (2163) z dnia 17.10.1998; Wydarzenia; s. 16
Reklama