Archiwum Polityki

Stary człowiek bez morza

Ma twarz osmaganą morskim wiatrem, oczy przenikliwe. Mówi powoli, jakby z ociąganiem. Ożywia się dopiero, kiedy ktoś zapyta o połowy i stare rybackie obyczaje. Herbert Muża jest jednym z ostatnich helskich rybaków. Takich, którzy wypływają w morze na drewnianych łodziach, zakładają sieci, a dorsze rozdają turystom za grosze.

Na Helu życie mierzy się połowami. Jest czas, kiedy łowi się ryby, i czas, kiedy się ich nie łowi. - Jo, biznesmeni grzebią w papierach, a my łowimy ryby - mówią helscy rybacy.

Jest tu ich kilkunastu. Mieszkają w starych, jednorodzinnych domach. I czteropiętrowych betonowcach, pobudowanych za komuny dla zawodowych żołnierzy z ukrytych w lasach jednostek wojskowych.

W bloku żyje Herbert Muża. W murowanej chałupie Henryk Lisakowski.

Herbert, mimo że skończył już sześćdziesiątkę, wypływa w morze. Lisakowski jest najstarszym helskim rybakiem. Skończył 81 lat i łata sieci w baraku pod lasem, za murowanymi blokami. Obaj są przyjaciółmi. O swojej przyjaźni, podobnie jak o latach spędzonych na Bałtyku opowiadają niechętnie. Mężczyźni z morza nie rozczulają się łatwo.

Morze dla mężczyzn, dom dla kobiet

Siwe włosy Herbert chowa pod czapką z daszkiem, bez której nie pójdzie nawet na poranne zakupy. Wciąga na grzbiet flanelową, kraciastą koszulę, zakłada ogrodniczki i dopiero wtedy człapie w kierunku okna. Z okna rozciąga się widok na jedną z helskich ulic, dalej widać morze. Stary patrzy w niebo, później w stronę portu.

- Wieje - mówi, jakby do siebie. - Trza czekać, aż wiatr ustanie.

Na wielki połów wypływają z początkiem kwietnia. Na szproty i śledzie zastawiają mance, na węgorze, dorsze i flądry - żaki albo nety.

Teraz leciwe łodzie z przyczepionymi spalinowymi silniczkami stoją w porcie obok kutrów. Tu, na Helu, dzieli się ludzi na tych, co łowią po staremu i na kutrowców. Jedni o drugich mówią z dystansem, inne mają problemy.

Herbert cały czas czeka. Przestępuje z nogi na nogę. W domu - uważa - siedzą kobiety i dzieci, on jest rybakiem. Nie wypada mu marnować czasu na oglądanie telewizji i babskie zajęcia.

Polityka 42.1998 (2163) z dnia 17.10.1998; Na własne oczy; s. 108
Reklama