Archiwum Polityki

Karta biblioteczna

Piotra Domańskiego, podejrzanego o zabójstwo dwóch łódzkich taksówkarzy i pracownika parkingu, złapano przed budką telefoniczną w centrum Inowłodza. Mimo zupełnego zaskoczenia proponował policjantom, że pokaże, gdzie mieszka. - Tupeciarz. Zaczął nas dokądś prowadzić, ale pękł w połowie drogi - opowiada członek specjalnej grupy dochodzeniowej, która złapała Domańskiego, a także Radosława A. i Macieja P., kolegów ze studiów, którzy pomagali mu się ukrywać.

Inteligentny, sprytny, mówią o Domańskim policjanci. Mimo to wpadł. Dzień przed napadem kupił sobie dżinsy i poszedł w nich do biblioteki. Nazajutrz nowe dżinsy spakował do plastikowej torby. Miał się w nie przebrać zaraz po zaplanowanym zabójstwie. Nie zdążył. W zachlapanej krwią taksówce policja oprócz dwóch ciał znalazła reklamówkę z dżinsami, w których wciąż była karta biblioteczna na nazwisko: Piotr Domański. - Szybko ustaliliśmy adresy 144 Domańskich zameldowanych na terenie Łodzi. Po krótkiej analizie wytypowaliśmy dwóch. U rodziców Piotra Domańskiego byliśmy już pół godziny po znalezieniu samochodu, ale on się tam nie pojawił - mówi oficer grupy dochodzeniowej.

Policja początkowo nie wiedziała jednak, czy człowiek, którego kartę biblioteczną znaleziono, nie jest jedną z ofiar bandytów. Sprawa wyjaśniła się, gdy po dwóch dniach zadzwonił do rodziców, a ci po pewnych wahaniach skontaktowali się z policją. - Powiedział im, że jest w Piotrkowie i na razie nie wróci do domu. Wtedy rozesłaliśmy za nim list gończy.

Światło w głowach się zapala

Mogłoby się wydawać, że dni ukrywającego się i znanego z nazwiska oraz wyglądu człowieka są policzone. Rzecznik łódzkiej policji Jarosław Berger zapewnia, że jest to wrażenie błędne. Grupa dochodzeniowa przez kilka dni poruszała się po omacku. Uzyskanie szybkiej zgody na podsłuchiwanie rozmów bliższej i dalszej rodziny czy niektórych znajomych okazało się zupełnie nierealne. Dopiero przeczesanie kilkunastu wiosek w rodzinnych stronach Domańskiego w Piotrkowskiem pozwoliło ostrożnie przypuścić, że ukrywa się gdzieś na tym terenie. - Wyznaczyliśmy podejrzany obszar, ale wystarczyło spojrzeć na mapę, żeby się załamać. Dookoła były Lasy Spalskie, w których można zniknąć na amen - mówi oficer grupy dochodzeniowej.

Polityka 48.1998 (2169) z dnia 28.11.1998; Kraj; s. 30
Reklama