Archiwum Polityki

Sonata tasiemcowa

NULL

Strukturalizm nie jest już dziś w modzie. Dzięki temu jednak, że była taka moda, nauczyliśmy się we wszystkim, co nas otacza, dostrzegać te abstrakcyjne elementy budowy i przebiegu zdarzeń, dzięki którym w odmiennych zjawiskach odnajdujemy coś, co je łączy.

Szczególnie twórczo strukturalizm sprawdził się w studiach nad sztuką opowiadania. Dzięki temu dzisiaj powszechnie rozpoznajemy w filmie, literaturze i dramacie elementy światopoglądowe zawarte w narracji. Z bezładnego strumienia zdarzeń narracja wyodrębnia ważne chwile i z nich układa nazwę "rzeźbienia w czasie". W ten sposób zapożycza od Rodina i Michała Anioła meforę dotyczącą rzeźby w kamieniu, w której wystarczy odłupać wszystko, co zbędne i wtedy reszta staje się dziełem sztuki. W dramacie scenicznym, powieści czy też scenariuszu filmowym autorzy dokonują podobnego zabiegu. Eliminują te odcinki czasu, w których nic ważnego się nie dzieje i arbitralny wybór opowiadającego jest sposobem, w jaki on porządkuje świat wedle miary tego, co uważa za ważne.

Wyżyny naszej europejskiej sztuki bazują na dokonaniach twórców antycznych dramatów. To oni zaszczepili w nas przekonanie, że zdarzenia mają swój początek, potem dążą do kulminacji, po czym następuje rozwiązanie dostarczające nam efektu oczyszczenia zwanego z grecka katharsis. Bez efektu oczyszczenia dzieło sztuki pozostawia w nas wrażenie niedosytu. Dramat też nie może trwać wiecznie. Tak jak dzień musi skończyć się zachodem.

Uczestniczyłem ostatnio w Kalkucie w dyskusji na temat dialogu różnych kultur w dobie globalizacji, u progu cybergery. Miejsce tej debaty było dość znaczące, bowiem tylko z naszej europejskiej perspektywy zwycięstwo Hollywood jest już dokonanym faktem.

Polityka 49.1998 (2170) z dnia 05.12.1998; Zanussi; s. 105
Reklama