Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Tapczan, dżem i serce

18 grudnia wszystkie telewizje pokażą samolot rządowy załadowany paczkami. To Janina Ochojska powiezie świąteczne prezenty do Kazachstanu. Po kilku dniach obejrzymy starowinki w chuścinach, dziękujące ze łzami w oczach i całujące pierścień prymasa Glempa. To Polacy z Kazachstanu po świątecznym pobycie wracać będą do siebie.

W międzyczasie zwiedzą Kraków oraz inne miasta, spotkają się z kimś ważnym, w zeszłym roku był to premier, zrobią zakupy za skromne kieszonkowe, posiedzą przy świątecznych stołach z rodzinami, które ich ugoszczą. Przez te wszystkie dni nie będą mogli ukryć zdziwienia, że tu się mówi do nich proszę pani i proszę pana, że dostają od nieznanych sobie osób prezenty i że jest taki owoc włochaty, z brązową skórką, w środku zielony, a nazywa się kiwi. W Polsce jest jak w kinie, powiedzą. A dla innych to już prawdziwy raj.

W małym mieszkanku przy Nowym Świecie w Warszawie pani Małgosia z Polskiej Akcji Humanitarnej przyjmuje pieniądze na prezenty dla Polaków z Kazachstanu. Przynoszą głównie ci z kresowymi korzeniami, zwłaszcza tacy, którzy na własnej skórze doświadczyli, czym była wywózka. I dziękują Bogu nieustannie, że udało się stamtąd wyrwać.

Pani Olga, wolontariuszka, ze stoickim spokojem rwącą taśmą okleja paczki. W paczkach jest cukier, kawa, herbata, czekolada, pasta do zębów, krem na duże mrozy i świece. I kartka z życzeniami od dzieci. Dzieci rysują i piszą "Składam wam życzenia, ponieważ jest wam ciężko" oraz "pozdrowienia dla wszystkich (bez wyjątku!) dzieci w Kazachstanie".

Pani Zosia spokojnie wyjaśnia, że muszą jednak przeglądać znoszone tak od serca prezenty dla rodaków. Bo trafia się herbata z 1985 r. i stare palto. Niektórzy po prostu czyszczą szuflady i strychy. Wczoraj trafiły się ozdoby z pudełek po jogurtach, własnoręcznie zrobione, nanizane na sznureczek do ustrojenia choinki. A przecież mają to być prezenty z okazji świąt, a więc rzeczy przynajmniej nieużywane. No, niech będzie nawet ten zbiór starych wstążek, maskotka uszyta ze starego szalika czy celofanowa torebka z małymi kolorowymi fasolkami.

Pani Ola denerwuje się w telefon i denerwuje się na mnie.

Polityka 51.1998 (2172) z dnia 19.12.1998; kraj; s. 31
Reklama