Archiwum Polityki

My wszyscy już nie z niego

My z niego wszyscy - mówił prezydent RP, inaugurując w styczniu oficjalnie Rok Mickiewiczowski. Znany cytat z Krasińskiego znalazł się również na zaproszeniu na tę uroczystość, ale tam przypisano go... Zygmuntowi Krasickiemu. Prof. Alina Witkowska pisała wtedy, iż nastąpiło otwarcie salonu duchowego Polski. Teraz, kiedy salon się zamyka, warto zacytować Krasińskiego raz jeszcze, ale z dodanym znakiem zapytania: czy naprawdę my wszyscy wciąż z niego?

W każdej naszej encyklopedii możemy przeczytać: Adam Mickiewicz, największy poeta polski. Jarosław Marek Rymkiewicz, autor kilku książek poświęconych wieszczowi, jest zdania, że to zarazem największy Polak, "dlatego, że nie tylko wpłynął, ale zadecydował o kształcie naszego języka, a więc i o kształcie naszego myślenia, i o tym, jacy dzisiaj jesteśmy".

O roku ów! Roku Mickiewicza, kto ciebie widział w naszym kraju? Mimo kilku książek, w tym zwłaszcza IBL-owskiego cyklu "Zrozumieć Mickiewicza" czy nowej biografii pióra Tomasza Łubieńskiego, trudno powiedzieć, by dzieło wieszcza stało się ponownie tematem wielkiej debaty. Uczeni poloniści zorganizowali wprawdzie parę sesji, ale tezy wygłaszanych tam referatów nie dotarły do opini publicznej, nie było nawet omówień w prasie. Teatry, mające od wielu już sezonów kłopoty z repertuarem, nie wykorzystały okazji, by sprawdzić, czy słowa mistrza mogą wciąż brzmieć współcześnie na scenie.

Nie powstały "Dziady", które można by porównywać z realizacjami Aleksandra Bardiniego z 1955 r., z inscenizacją Kazimierza Dejmka z 1967 r. czy genialnym odczytaniem dramatu przez Konrada Swinarskiego w 1973 r. Były natomiast próby uwspółcześnienia wieszcza w sposób cokolwiek sztubacki, jak w spektaklu jednego z warszawskich teatrów noszącym zachęcający tytuł "Adam Mickiewicz śmieszy, tumani, przestrasza, czyli powrót Dziadów". Chodziło jednak głównie o to, by śmieszył.

Była to pierwsza wielka rocznica mickiewiczowska obchodzona w wolnej Polsce. Żadna partia polityczna nie wydała jednak z tej okazji specjalnej rezolucji, parlament milczał zajęty przyziemnymi sprawami. Nie słychać, żeby gdzieś wystawiono wieszczowi nowy pomnik. Dobrze, iż mamy w Warszawie postument sprzed stu lat, na budowę którego dawali wówczas ochoczo składki wszyscy, z przekupkami ulicznymi włącznie, co tak zaniepokoiło władze, że postanowiły przeznaczyć na budowę większą sumę z własnej kasy.

Polityka 52.1998 (2173) z dnia 26.12.1998; Kraj; s. 18
Reklama