Prawo stanowi wyraźnie: "Oskarżonego uważa się za niewinnego dopóki wina jego nie zostanie udowodniona orzeczeniem sądu" - tak brzmi kanon procesu karnego. Wtóruje mu prawo prasowe. "Nie wolno publikować w prasie danych i wizerunku osób, przeciwko którym toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe, chyba że za ich zgodą" - oto kolejne polecenie ustawy. Jednakże zaraz po tym dodaje się istotne, a coraz częściej bagatelizowane uzupełnienie. Prokurator, sąd mogą zezwolić na ujawnienie i personaliów, i wizerunku "ze względu na ważny interes społeczny". Czy nie on właśnie przemawia za szerokim poznaniem zabójców? Prokuratorzy, sędziowie zdają się tego nie pojmować.
Każdy, kto ukończył 18 lat, może uczestniczyć w publicznej rozprawie, a więc poznać osoby i nazwiska sądzonych (ułatwia to także tzw. wokanda, umieszczona przed salą rozpraw, obejmująca nie tylko zarzuty karne, ale i nazwiska sądzonych). Kto ma jednak dzisiaj czas na obserwowanie procesów?
Właśnie obecność TV na sali sądowej czyni z jawności rozprawy nie konstytucyjny slogan, lecz instrument społecznej kontroli tego, co tu się dzieje. Obecność publiczności to czujne oczy i uszy, oceniające przebieg procesu. Urzędowy komentarz do prawa prasowego tłumaczy powściągliwość identyfikacji zbrodniarzy koniecznością uniknięcia "dodatkowej dolegliwości". Od napisania tych słów dzieli nas 15 lat. Zmienił się i zbrutalizował od tej pory obraz przestępczości i przestępcy. Również liczba wyroków uniewinniających rzadko przekracza 2 procent, ryzyko krzywdy jest więc niewielkie. Ujawnianie wizerunku i personaliów powinno być w przypadkach niebezpiecznych przestępców regułą, a nie jak dotąd wyjątkiem. Praktykę obecną uważam najdelikatniej mówiąc za nie na miejscu.
Ochronę wizerunku przewiduje też prawo autorskie, ale uchyla ją w stosunku do osoby powszechnie znanej (i jeżeli wizerunek wykonano w związku z pełnieniem funkcji publicznej).