Przypomina się żarcik. O dwóch facetach, mówiących o wspólnym znajomku.
- To złodziej...
- Nie może być. Przecież tak porządnie wygląda.
- A co w tym dziwnego? W moim paletku?
Potrzebna mi była ta rozmówka. Żeby zaryzykować hipotezę roboczą: rok to złodziej kradnący czas. Dni, godziny, minuty. A że rok udaje uczciwego? Nasza to zasługa. Jest tak jak w wierszyku:
"Między Miłoszem a mordobiciem
Film się przewija. Nazwany życiem.
Trochę poezji. Więcej mordobić.
Złudzeń zbyt wiele. Mało pieniędzy.
Jeżeli można w życiu coś zrobić.
To tylko - pomiędzy.
W przestrzeni ciasnej, lecz własnej za to
Między Pałubą a Pałubickim,
Pomiędzy Handkem a oświatą,
Ciszą a radiem kato(n)lickim..."
Zresztą na rok, który minął, nie wypada narzekać. Trafiło się nam jak ślepej kiszce ziarno. Rok 1998 najpierw ogłoszono Rokiem Mickiewiczowskim, z powodów rocznicowych. Później, z innych powodów, okazało się, że jest to Rok Buzkowski. "Tygodnik Solidarność" dowartościował premiera, przyznając mu tytuł Człowieka Roku. To rozumiem: i rok udany, i premier. Właściwie do szczęścia brak porównania dwóch osobistości; dwóch rokmanów. Czy to nie powinno stać się tematem prac maturalnych? Wyobraziłem sobie wypracowanie prymusa:
Mickiewicz wołał: "- Daj mi rząd dusz!"
Buzek nie wołał, lecz mimo to Maryjan zadzwonił: - Masz rząd, chłopie!
Mickiewicz miał głośną charyzmę. Kolegę (też Wieszcza) spuścił ze schodów, wrzeszcząc: "- Paszoł won, durak!"
Buzek ma charyzmę cichą jak myszka.
Mickiewicz miał sekretarza. Z Levych.
Buzek ma sekretarza. Z prawych.
Mickiewicz w Wilnie konspirował nieudolnie.