W każdym kraju istnieją służby - od Sztabu Generalnego po Biura Bezpieczeństwa - które w pełnej dyskrecji prowadzą papierowe gry wojenne. Chodzi o to, aby być przygotowanym niemal na każdą ewentualność. Dziś bardzo zwraca się uwagę, żeby ów teoretyczny wróg nie był identyfikowany, bo nawet niewinna gra sztabowa może wywołać prawdziwy kryzys dyplomatyczny. Skończyły się czasy, kiedy na tarczach strzelniczych wojsk Układu Warszawskiego rysowano sylwetki żołnierzy w mundurach NATO, a sztaby NATO-wskie rozgrywały kontruderzenia wymierzone w siły zbrojne Związku Radzieckiego. Oficjalnie kraje NATO nie mają wrogów. To właśnie na takie deklaracje powoływała się Rosja, podważając celowość nie tylko rozszerzania Paktu Północnoatlantyckiego, ale nawet samego dalszego istnienia Paktu. Po co on - skoro ustała konfrontacja?
Odpowiadając na te zarzuty, amerykańska sekretarz stanu Madelaine Albright mówiła, iż w nowych warunkach Sojusz musi być gotowy nie tylko do obrony granic, co było i jest jego podstawowym zadaniem, ale także do "obrony przed zagrożeniami dla jego bezpieczeństwa, takimi jak rozprzestrzenianie broni masowej zagłady, przemoc na tle etnicznym, konflikty regionalne, sytuacje kryzysowe".
Nowa strategia NATO ma być omawiana i przyjęta na kwietniowym waszyngtońskim szczycie Paktu, już z udziałem nowych członków - Czech, Węgier i Polski. Zapewne będą nas wtedy pytać o nasze priorytety w dziedzinie bezpieczeństwa.
Niemal każdy Polak odpowiedziałby: "Pierwsza poważna niewiadoma i ryzyko związane są z Rosją". Akurat to zdanie, właśnie w tym brzmieniu, wypowiedział przewodniczący Komitetu Wojskowego NATO, gen. Klaus Naumann w programowym przemówieniu z końca lutego br., poświęconym przygotowaniom nowej wspólnej doktryny. No więc jak to jest z Rosją?