Archiwum Polityki

Teokracja i demokracja

Nie wiem, skąd w ludziach bierze się uczucie rozbawienia, kiedy czyjeś starannie zaplanowane działania przynoszą rezultat odwrotny do zamierzonego. Schematem takiej reakcji są chybione kampanie reklamowe, a w tej konkurencji dość niedawno mieliśmy ucieszny przykład. Zadufani w bezmiar swojej wiedzy zagraniczni guru od reklamy natrętnie przekonywali polskich konsumentów, do szamponu Wash and Go, natomiast wśród ludzi rozeszła się pogłoska, że skutecznie pozbawia on owłosienia.

Dość podobnego uczucia doznałem odwiedzając po roku przerwy Teheran. Kilka dni pospiesznego pobytu pozostawia wrażenia przypadkowe i z całą pewnością powierzchowne, niemniej w stosunku do zeszłego roku zauważyłem dość istotne zmiany. Dyscyplina obyczajowa uległa poluzowaniu - dziewczyny noszą na głowach nie zawsze czarne zasłony, na stokach narciarskich kolejki są ciągle osobne dla mężczyzn i dla kobiet, ale w trakcie jazdy wszystko się miesza, szczególnie w trakcie niezamierzonych (a czasem umyślnych) zderzeń. I wprawdzie policja obyczajowa obserwuje wszystko czujnym okiem, ale interweniuje stosunkowo rzadziej niż przed rokiem.

Obyczajowa wojna w teokratycznym kraju to wspaniały temat dla prześmiewcy. Nie czując w sobie takiego powołania, obserwuję raczej powtórkę z historii - pamiętam za czasów szacha wyzwoloną młodzież, eleganckie elity i tę przepaść, która dzieliła okolice dworu od reszty kraju. Dokonana dwadzieścia lat temu rewolucja przybliżyła owych rządzących do rządzonych, uczyniła kraj bardziej ludowym i przez to bardziej autentycznym. Nie spotykam już ludzi zakłopotanych faktem, że są Irańczykami, a pamiętam, że takie postawy bywały wśród elit za szacha dość powszechne. Obyczajowość wioski przeniosła się do stolicy, która tą drogą upodobniła się do reszty kraju.

Polityka 11.1999 (2184) z dnia 13.03.1999; Zanussi; s. 97
Reklama