Archiwum Polityki

Kto jest matołem

Felieton w poprzednim tygodniu pozostawił mnie z pewną frustracją. Poskarżyłem się państwu na niezrozumienie na jakimś moim odczycie, a tymczasem tej właśnie niezrozumianej myśli poświęciłem ledwie parę linijek. Postaram się dzisiaj to naprawić ryzykując, że się będę powtarzał.

Na początek zacznę z innej strony. Czy lubią państwo rankingi? Ja osobiście nie lubię (chyba że jakiś ranking mnie dotyczy i wypadam w nim lepiej, niż bym się spodziewał, ale to zdarza się tylko czasami, a więc stanowi wyjątek, który potwierdza regułę). Popularność rankingów polega na tym, że ludzie lubią wystawiać innym oceny, choć mało kto lubi, żeby go oceniano, chyba że ta ocena jest lepsza aniżeli nasze oczekiwania. W rankingu polityków karzemy ich, nagradzamy i mamy złudzenie władzy. To samo w rankingu dzieł sztuki, kiedy to nagle mamy w ręku narzędzie odwetu na naszej polonistce, która kazała powtarzać bezwarunkowy osąd o tym, kto wieszczem jest. A teraz ja powiem, kto dla mnie wieszczem nie jest. Łupnę po głowie Dąbrowską, pochwalę Rodziewiczównę i już mamy ranking klasyków niemal że równie ważny jak wynik sprzedaży w detalu, ponieważ rankingi napędzają sprzedaż, a sprzedaż napędza ranking.

Zasiadam częstokroć jako juror na różnych festiwalach i zawsze czuję zażenowanie, kiedy mam oceniać to wszystko, co jest z definicji odmienne. Tu powiedzmy Angelopulos, a tu powiedzmy Scorsese i ja mam orzec, który jest lepszy. Jest oczywiste, że w głosowaniu daję wyraz jedynie temu, który mi się w danej chwili bardziej podobał, kto jest lepszy - to jest tajemnica, którą po wielu latach rozstrzyga sąd historii, ale ten także ulega różnym zmianom i nagle mało ceniony malarz El Greco w kilka wieków po śmierci znajduje się w ścisłej czołówce, a inni cenieni za życia spadają z pierwszej dziesiątki.

Polityka 17.1999 (2190) z dnia 24.04.1999; Zanussi; s. 97
Reklama