Napięcie pomiędzy Materią a Duchem było od wieków źródłem energii w procesie rozwoju ludzkości. Było też obszarem subtelnych rozważań filozofów i teologów. Kompromis dotyczący tych dwóch rzeczywistości (duchowej i materialnej) wyznaczał (i po dzisiaj wyznacza) styl życia ludzkości. W tradycji chrześcijańskiej wciąż żyją anachoreci, pustelnicy i asceci, którzy znajdowali wyzwolenie od pokus związanych z materią, wyrzekając się jej na tyle, na ile życie pozwala. W takim właśnie radykalnym stopniu wyrzekł się bogactwa święty Franciszek, który w bliskim poznaniu okazuje się bardzo daleki od obrazka świętego biedaczyny z Asyżu, a jawi się jako człowiek dramatyczny, maksymalista szukający najdalszych granic wyrzeczenia i proponujący je współbraciom. Ci zaś wiedzeni wymogiem pragmatyzmu wielekroć stępiali ostrze jego reguły i wielekroć wracali do źródeł szukając ludzkiej wiary dla wymogów stawianych przez założyciela ich zakonu.
Myśli o Kościele i mamonie są przedłużeniem rozważań na temat Materii i Ducha. Historia wzajemnych relacji ubóstwa i bogactwa w śródziemnomorskiej tradycji katolików jest pełna wahań, zawirowań, przechyłów raz w jedną, a raz w drugą stronę (z przewagą tej drugiej). Radykalne ubóstwo jest w pewien sposób samolubne, bo odbiera możliwość działania - wiedzą o tym liczni misjonarze w Afryce, którym ludność miejscowa stara się wybić z głowy pomysł, aby żyć na poziomie najbiedniejszych, jako że ten najbiedniejszy nic nikomu materialnie nie pomoże, a w nędzy, poza pomocą duchową, liczy się materialna pomoc.
W polskiej tradycji w minionym stuleciu Kościół katolicki wielekroć wywłaszczany dał wiele dowodów ubóstwa i dzięki temu ustrzegł się zarzutów, że jest Kościołem bogatym.