Spodziewaliśmy się, że jak zrobi się ciepło, będą przyjeżdżać - nie ukrywa Robert Szaj, asystent ministra pracy. Nikt nie przewidział jednak, że wszyscy przyjdą na Bracką. W ministerstwie negocjuje się na okrągło, ale hol okupowany był dotąd tylko raz.
- Jakiś czas temu siedzieli tutaj przedstawiciele branży azbestowej, jednak szybko wyszli - przypomina sobie Szaj.
- Prawda jest taka, że od ponad tygodnia jesteśmy oblężeni - mówi rzecznik ministerstwa Justyna Kraszewska. Metalowe ogrodzenia, kilkanaście radiowozów w sąsiedztwie, kordon policjantów nie wpuszcza do środka nawet dziennikarzy. Głodujące pielęgniarki zmuszone były wciągnąć na sznurku kamerę jednej z ekip telewizyjnych wartą dwieście tysięcy złotych, żeby siebie sfilmować. Sylwetki głodujących pozostają ledwo widoczne za zamkniętymi oknami na pierwszym piętrze. Klamki od okien zostały zabrane, bo panie za bardzo się wychylały i wisząc na parapecie wywoływały niezdrową sensację wśród przechodniów. - Nie można dopuścić, żeby z poważnej sprawy robił się show, podczas którego łatwo można wypaść - tłumaczy Justyna Kraszewska.
Pielęgniarki i położne zaprzeczają, jakoby okupowały ministerstwo. - To jest pozostawanie czasowe - wyjaśnia przedstawiciel ich związku argumentując, że panie przyszły do ministerstwa na negocjacje w ramach Komisji Trójstronnej. Kiedy uznały, że nie mają one dłużej sensu, postanowiły zostać w środku i poczekać na miejscu, aż ich sprawa zostanie załatwiona.
Górnicy w liczbie czterdziestu czterech przyszli w poniedziałek przed południem i po wyłamaniu zamka w drzwiach usadowili się w holu głównym. Policja (która ochrania ministerstwo od chwili podjęcia głodówki przez pielęgniarki), obserwowała akcję z zaciekawieniem. Okupujący dostali do dyspozycji osobną salę, w której spędzili wieczór.