Archiwum Polityki

Żyrafa w szpitalu

W środowisku aktorskim krąży opowiastka o tym, co ludzie lubią oglądać w zoo. Otóż chcą oglądać zwierzęta niezwykłe. Nie krowę, konia czy świnię, które znają na co dzień, ale lwa, żyrafę, hipopotama - ponieważ są niezwykłe, wyłamują się z przeciętności. Za pomocą porównania z zoo konstruuje się jedno z kryteriów przydatności wobec kandydatów na aktorów - muszą mieć w sobie jakiś rys niezwykłości bowiem sztuka najczęściej opowiada o ludziach, którzy w jakiś sposób są niezwykli. Tych zwykłych mamy na co dzień, widzimy ich z okna tramwaju czy samochodu, na korytarzu w naszym bloku, w tłumie ulicznym, a nawet w tasiemcowym serialu, w którym z założenia wszyscy są w pełni przeciętni.

Bohaterowie seriali są emanacją przeciętności, nie ma wśród nich Cydów czy Hamletów, Antygon czy Matek Courage. Pozostając przy zoologicznej analogii - są to raczej konie i krowy, aniżeli nosorożce czy żyrafy. Pozostając takimi jak inni, spełniają inną potrzebę aniżeli ta, którą spełnia tak zwana wysoka sztuka. Ta powinna być na miarę naszych marzeń, a przeciętność jest tylko na miarę naszych oczekiwań.

Porównanie z zoo przyszło mi do głowy, kiedy niedawno w południowych Włoszech stanąłem przed ponad tysięcznym audytorium, by pokazywać fragmenty moich filmów i opowiadać o tym, w jaki sposób sztuka może spożytkowywać cierpienie jako materiał dramatyczny. Audytorium składało się z wolontariuszy pracujących we włoskich szpitalach. Ruch wolontariatu zapoczątkował we Włoszech równo ćwierć wieku temu mój dawny przyjaciel, lekarz profesor Longhini. Dziś blisko trzydzieści tysięcy ludzi w całych Włoszech uczestniczy przynajmniej po kilka godzin tygodniowo w dobrowolnym działaniu na rzecz chorych.

Polityka 23.1999 (2196) z dnia 05.06.1999; Zanussi; s. 97
Reklama