Serce mi krwawi, kiedy widzę, jak sam trwonię wielki dar danej mi intuicji. Posiadam bowiem intuicję graniczącą w pewnych sprawach z jasnowidzeniem, jasno przewidziałem dziesięć lat temu wynik wyborów parlamentarnych, na długo przed zeszłorocznymi mistrzostwami świata wiedziałem, kto zagra w finale, w ostatnim tekście "Polityki" poruszyłem jątrzący problem na kilka godzin przed jego rozwiązaniem. To znaczy ja napisałem, co napisałem, za parę godzin, czy nawet nazajutrz zostało rozwiązane, co zostało rozwiązane, ale tekst mój siłą rzeczy ukazał się bez mała tydzień później. Nad rzekomym opóźnieniem nie boleję, ponieważ nadałem swej wypowiedzi uniwersalną i ponadczasową formę literacką, boleję nad tym, iż zatarło ono (moje rzekome opóźnienie) walor intuicji. Jak się wszem i wobec głosi coś po fakcie, to bez względu na okoliczności niezręcznie jest dowodzić, że w zasadzie było się prorokiem.
Na szczęście widzę w "Polityce" rzeczy groźniejsze od moich rzekomych opóźnień, na szczęście - powiadam - nie dla daremnej złośliwości, na szczęście dla mojego nikczemnego popędu, który nie zna większej uciechy od intelektualnego, a także dyscyplinarnego grzmocenia kolegów oraz własnej firmy. Otóż w numerze 22 "Polityki" w wywiadzie przeprowadzonym przez Gabrielę Łęcką profesor Jan Kott tak w jednym miejscu powiada: "Zgadzam się z panią, że mamy dobre przekłady Szekspira. ťWieczór Trzech KróliŤ miał co najmniej trzech znakomitych tłumaczy - Dygata, Gałczyńskiego i Barańczaka. Najbardziej bliskim dialogom ťWieczoru Trzech KróliŤ wydał mi się przekład Dygata. Najbardziej poetyckim i najbardziej zanurzonym w wyobraźnię szekspirowską jest przekład Gałczyńskiego. Barańczak tradycyjnego Spodka przechrzcił na Podszewkę.