Archiwum Polityki

Zduszony krzyk

Milion ludzi ściągniętych do centrum Teheranu na wiec poparcia dla rządzących ajatollahów potępiło "warchołów". Demonstrujący przez sześć dni studenci ponieśli klęskę. Ale manifestacje, pierwsze od czasów Rewolucji Islamskiej z 1979 r., wymierzone otwarcie w reżim duchownych, złamały najważniejsze irańskie tabu: młodzi ludzie wprost wołali o zmianę systemu.

Hezbollahem (Partią Boga) nazywają Irańczycy przeróżne skrajne bojówki młodych fundamentalistów, którzy w swej zaciekłej obronie pryncypiów Rewolucji Islamskiej nie poprzestają na wzniosłych słowach i deklaracjach. Ubrani na czarno brodaci mężczyźni atakują i biją wszystkich, których uważają za kontrrewolucjonistów, każdego, kto odstępuje od ortodoksji. Napadali na zebrania prodemokratycznych i proreformatorskich organizacji studenckich, na spotkania intelektualistów, znęcali się na ulicach nad młodymi ludźmi, których strój nie spełniał według nich purytańskich wymogów. Wespół z basidżi (rodzajem ochotniczych rezerw policyjnych) zaczepiali w miejscach publicznych pary, sprawdzając, czy młodzi ludzie są zaślubieni, spokrewnieni bądź spowinowaceni, gdyż zgodnie z obowiązującym w Iranie religijnym prawem tylko wtedy wolno przedstawicielom odmiennych płci przebywać razem. Niejednokrotnie ich atakom, biciu i znęcaniu się bezczynnie przyglądała się policja.

Podobnie stało się 8 lipca w akademiku teherańskiego uniwersytetu. Hezbollahowcy z pomocą policji zaatakowali protestujących studentów. Tym razem zginęli ludzie. Według władz życie stracił jeden student, według studentów zginęło pięciu ich kolegów. Uniwersytet eksplodował. Przyczyną protestu w miasteczku akademickim było wprowadzenie dwa dni wcześniej przez zdominowany przez konserwatystów Madżlis (parlament) nowego restrykcyjnego prawa prasowego, pozwalającego na zamykanie niewygodnych gazet. Studenci domagali się również cofnięcia decyzji sądu religijnego, który dzień wcześniej zamknął popularną, znienawidzoną przez konserwatystów gazetę "Salam".

Krwawy atak wywołał spontaniczne manifestacje na uniwersytecie, które przerodziły się w uliczne zamieszki. To znaczy spontaniczne, jeśli chodzi o przeważającą część studentów.

Polityka 30.1999 (2203) z dnia 24.07.1999; Wydarzenia; s. 16
Reklama