Prezydenta Indonezji wybierze w listopadzie nowy, wyłoniony po raz pierwszy demokratycznie parlament. Demokratyczna Partia Indonezji-Walka (PDIP), stronnictwo pani Megawati, musi przyjść do mety wyścigu wyborczego z owymi 35 proc. poparcia, jakie dawały jej obliczenia po zebraniu niespełna 60 proc. głosów (liczenie głosów trwa już kolejny tydzień). Tylko wtedy PDIP ma szansę przeforsować kandydaturę swej przywódczyni, a córka Sukarno powróci do pałacu prezydenckiego w Dżakarcie, w którym mieszkała, gdy jej ojciec - przed ponad trzydziestu laty - był pierwszym szefem niepodległego państwa indonezyjskiego.
- Rządy kobiet
Najwięcej zwolenników partia pani Megawati ma wśród warstw najuboższych, a te stanowią 90 proc. mieszkańców. O ile jednak Sukarno, zwolennik beztroskiego socjalizmu w gospodarce, doprowadził ją do bankructwa, jego córka popiera recepty Banku Światowego i opowiada się za szybkim urynkowieniem wciąż mocno usadowionego sektora państwowego. Mimo tej oczywistej sprzeczności najwięcej głosujących nadzieje na lepszy byt związało z nazwiskiem Sukarno, choć do wyboru miało jeszcze 47 innych partii. To w osobie Megawati ucieleśniły się, być może irracjonalnie, marzenia biednych - niezależnie od przynależności etnicznej, a Indonezja to archipelag 6 tys. wysp i 250 języków. Głosowanie przebiegło spokojnie, choć kampania przedwyborcza wróżyła krwawy chaos.
Czas zatarł wspomnienia po bałaganiarskich rządach Sukarno, ale nie naruszył wielkich nadziei, jakie Indonezyjczycy żywili po uzyskaniu niepodległości pod jego wodzą. Legenda Sukarno okazała się silniejsza niż dzisiejsze zasługi Amiena Raisa, który ryzykował życiem zagrzewając studentów w czasie zeszłorocznych starć w Dżakarcie z siłami porządkowymi reżimu generała Suharto.