Archiwum Polityki

Weekend z Gombrowiczem

1. Chodziłem do gimnazjum, pisałem wiersze erotyczne, stałem pod niebieskim jak mundur kioskiem Ruchu i na oślep docierałem do pism literackich. "Poezja" i "Życie Literackie" miały tytuły wystarczająco wymowne, "Twórczość" to już brzmiało mniej pewnie, wahałem się długo, ale kiedy w końcu zajrzałem do środka, doznałem satysfakcji, "Twórczość" drukowała poezję, prozę i eseistykę. Najgorzej było z "Dialogiem", z całkowicie niejasnych (a może przeciwnie z dziecinnie jasnych) powodów wydawało mi się, że słowo dialog źle wróży literaturze, za mało jest wzniosłe. I faktycznie, kiedy w końcu zacząłem kartkować niebieski zeszyt, w środku nic nie było, jakieś drukowane przedstawienia, autor o nazwisku Jerzy Grotowski rozpisywał się nieprzekonywająco o teatrze i rytuale albo na odwrót, nic, przez sekundę zatrzymałem wzrok na nekrologu, na wewnętrznej stronie okładki, 25 lipca zmarł we Francji wybitny powieściopisarz, nowelista, dramaturg, nazwisko, owszem, obiło mi się o uszy, ale powoli szła jesień 1969, miałem 17 lat, nekrologi nie należały do mojego świata.

- Poproszę "Poezję", "Twórczość" i "Życie Literackie" - powiedziałem do sędziwego kioskarza o arystokratycznych rysach i manierach, i z pismami pod pachą ruszyłem w głąb miasta.

2. Brzmi to za dobrze, czyli kiepsko, ale wyrazista i nie miarkowana formą prawda zawsze ma z lekka kiczowaty posmak: lekturę Gombrowicza zacząłem od lektury jego nekrologu. I całe późniejsze obcowanie z jego dziełem było zawsze w jakiejś mierze naznaczone jego nieobecnością, jego odchodzeniem, jego znikaniem, ściganiem jego cienia. Nasz Gombrowicz był przede wszystkim Gombrowiczem nieosiągalnym lub trudno osiągalnym. Ludzkość na początku lat siedemdziesiątych dzieliła się na tych, co znali i na tych, co nie znali Gombrowicza, a może zwłaszcza na tych, co jego książki posiadali (nieliczni arystokraci mieli CAŁEGO GOMBROWICZA) i na tych, co jego książek nie posiadali.

Polityka 31.1999 (2204) z dnia 31.07.1999; Pilch; s. 75
Reklama