Archiwum Polityki

Z zapałem

Kiedy trzeba natychmiast opuścić mieszkanie i na decyzję: co ze sobą wziąć? mamy najwyżej kilkadziesiąt sekund, statystyczny Polak bez wahania wybiera dziecko. Na drugim miejscu są domownicy, którzy przy poruszaniu się wymagają pomocy. Na trzecim - telewizor. Przed ulubionym kotem, psem, chomikiem lub papugą. Część ewakuowanych wymyka się jednak wszelkim regułom; w szoku potrafią zostawić wszystko, a zabrać jedynie listy od męża sprzed trzydziestu lat albo popielniczkę.

- Polak najczęściej nie jest przygotowany do nagłego opuszczenia mieszkania, domu czy miejsca pracy - twierdzi starszy ogniomistrz Dariusz Pilarski, od 20 lat w straży, dowódca zastępu w Jednostce Ratowniczo-Gaśniczej nr 6 na warszawskim Żoliborzu. - W Polsce nie uczy się zachowań w takich sytuacjach, współpracy z ratownikami.

Tak jak stał

Rolnik ratowanie dzieci zostawia żonie. O psie czy kocie nawet nie pomyśli - same sobie poradzą. Bezwiednie pobiegnie do obory, żeby ratować źródło utrzymania: konia, krowy, świnie i narzędzia pracy - traktor. Dopiero wtedy - jeśli to jeszcze możliwe - wraca do domu, żeby pomóc żonie. Chwyta za cięższe meble, telewizor, lodówkę i - jeśli jest w domu - pralkę. Żona wyprowadza dzieci, najstarszemu nakazuje pilnować rodzeństwa i wraca po ubrania, pieniądze, dokumenty. Pościel i garnki: wyrzuca na podwórko, przez okno, razem z kilimem przedstawiającym papieża albo odpustowymi portretami Jezusa i Matki Boskiej.

  • Mizeria wyobraźni

Inaczej w mieście, w bloku. Tutaj nie ma możliwości powrotu do zagrożonego ogniem czy dymem budynku. Podczas ewakuacji strażacy nie pozwolą taszczyć pralki, lodówki czy większego telewizora. Na wąskich korytarzach i schodach sprzęty te mogłyby tarasować drogę i uniemożliwić ratowanie innych.

Ten, kto w pierwszym odruchu uciekł z domu tak jak stał, np. zimą tylko w piżamie i kapciach, po chwili, gdy ochłonie, chce wracać. Po buty, płaszcz, sweter. I telewizor. Po drugiej chwili - po psa albo kota, pieniądze, dokumenty i biżuterię. Nie wpuszczani do zagrożonego domu domagają się od strażaków, aby wynieśli im telewizor, wieżę stereo, komputer, wózek dziecka. Kilka lat temu w Gdańsku, gdy w osiedlu Na Zaspie w jednym z wieżowców wybuchł gaz i budynek - co było widać gołym okiem - chwiał się jak trzcina na wietrze, jakiś mężczyzna chciał wracać po magnetowid.

Polityka 32.1999 (2205) z dnia 07.08.1999; Społeczeństwo; s. 70
Reklama