Archiwum Polityki

Pilszku nie klnij!

1. Wadą ustawy o ochronie języka polskiego jest niewątpliwie fakt, iż jest ona wymierzona przeciwko słowu kurwa, nie jest wymierzona przeciwko słowu klima. Inne równie ohydne jak słowo klima słowa, np. słowo: kawusia, dokładnie, ubogacać, paputki, urokliwy, aż do bólu, ugrać, bryka czy impuls wzrostu pod ustawę nie podchodzą, autorzy słynnych fraz: trynknę do ciebie na komórkę, karani nie będą, językowi analfabeci, którzy nie są w stanie wypowiedzieć brzydkiego słowa, ponieważ w ogóle nie są w stanie żadnego słowa wypowiedzieć, żyć mogą w spokoju, a nawet w poczuciu niejakiej wyższości.

- Wpadnij, założyliśmy w jadalnym klimę.
- Klizmę?
- Klimę nie klizmę. Klima palce lizać.
- U Marusi w żopie połamałaś klizma, krużit po Jewropie prizrak komunizma.
  
2. Jak mówi pointa pewnego mało wyrafinowanego dowcipu: kot jest mój i mogę go ruchać kiedy zechcę. Język jest mój i mogę z nim robić, co dusza zapragnie. Polszczyzna jest powszechnym dobrem, ogólną wartością, skarbem narodowym, dziedzictwem, tradycją i spadkiem. Jest nasza tak, jak nasz jest Wawel, nasze są jeziora mazurskie, nasze są wiersze Mickiewicza i nasz jest słownik Lindego. Ale jest też mój Wawel, w cieniu którego popijałem piwo, moje Mazury, na których nie byłem, i mój Mickiewicz, który jest całkowicie różny od twojego Mickiewicza, ty bucu.

Moja polszczyzna, język, którym mówię i piszę, jest projekcją mojego znieprawionego mózgu, świadectwem mojej grzesznej duszy, częścią mojej anatomii, dowodem na istnienie mojego pana Boga. Według najlepszej woli i wedle wszystkich moich umiejętności, ale przecież czynię co chcę z moją mową i prawie żadna okoliczność zewnętrzna nie ma na mnie wpływu, nawet reguły estetyczne czy komunikacyjne, niech mnie ręka boska broni, bym się miał podobać wszystkim i by mnie wszyscy rozumieli.

Polityka 32.1999 (2205) z dnia 07.08.1999; Pilch; s. 75
Reklama