Archiwum Polityki

Nuda? Wykluczone!

Dawniej, latem zwłaszcza, nuda była naprawdę nudna. Ludzie fiksowali, robili rzeczy nieprawdopodobne, żeby tylko życie stało się ciekawsze. Gdzie to ja czytałem... Włodzimierz Perzyński, autor "Aszantki", "Lekkomyślnej siostry", "Szczęścia Frania" - sztuk do tej pory grywanych w teatrach i adaptowanych dla telewizji - uchodził za wzór solidności. Wiadomo było, że mieszka w Hotelu Saskim. O dwunastej w południe pije kawę w Europejskim, potem je obiad u Krzymińskiego. Po obiedzie wraca do apartamentu. Zdrzemnie się i siada do pisania: komedii, powieści, nowelek, felietonów. No i proszę - nuda uporządkowanego bytowania musiała męczyć zawodowca. Kiedyś (lata dwudzieste) wybrał się do Kairu. Tam wynajął cztery orkiestry i kazał im grać jazgotliwe kawałki pod oknami angielskiego gubernatora. Tarasując ruch, doprowadzając do ulicznych zamieszek. Organizator prahappeningu wylądował w areszcie. W egipskich kryminałach nuda nikomu nie grozi. Po odsiadce, mile zrelaksowany pisarz wrócił do Warszawy. Przynajmniej miał odskocznię do wspomnień: są miejsca, może i zakaraluszone, lecz dalekie od szarzyzny.

Nuda przedwojenna, zagnieżdżona w II RP, sprawiała, że zamiast wygodnych kłamstw nagle mówiono prawdę.

- Inaczej sobie pana wyobrażałam - westchnęła modna literatka, gdy przedstawiono jej tkliwego wielbiciela z prowincji.

- Myślała pani, że jestem gruby, niski i zapyziały - wielbiciel rzucił się do całowania rączek. - Ależ skąd. Myślałam, że jest pan przystojny, muskularny i interesujący - znowu westchnęła Gretkowska tamtych lat.

Nuda kierowała piórem satyryka Janusza Minkiewicza, kiedy latem 1936 r. w majątku Sikorz najpierw bawił się z Julianem Tuwimem w układanie limeryków, później zaś rymował balladę o Kohnach (mam słabość do tego nazwiska):

"Kler z zakonem stał za Kohnem.

Polityka 32.1999 (2205) z dnia 07.08.1999; Zanussi; s. 77
Reklama