Archiwum Polityki

Samolot bardzo polityczny

PLL LOT wciąż zwleka z decyzją o zakupie lub dzierżawie 3–5 nowych samolotów dalekiego zasięgu. Na pozór dla dwóch konkurujących ze sobą światowych potęg – amerykańskiego Boeinga i europejskiego Airbusa – wart pół miliarda euro polski kontrakt nie ma strategicznego znaczenia. Gra jednak idzie o znacznie większą stawkę. Dziś wszystkie duże samoloty naszego narodowego przewoźnika pochodzą ze stajni Boeinga. Gdyby teraz LOT wybrał niemiecko-francuskiego Airbusa, mogłoby to oznaczać początek wymiany na tę markę niemal całej floty, a więc zakup co najmniej kolejnych 15–20 samolotów.

Nie powinno więc dziwić, że temat jest coraz częściej poruszany podczas wizyt dyplomatów wysokiego szczebla, zwłaszcza tych z krajów Unii Europejskiej, którzy coraz silniej lobbują na rzecz Airbusa. W październiku ubiegłego roku o wyższości Airbusa nad Boeingiem przekonywał prezydenta Kwaśniewskiego prezydent Francji Jacques Chirac. Z podobnymi naciskami coraz częściej spotyka się marszałek Senatu Longin Pastusiak. Na początku lutego podczas wizyty w Warszawie nagabywał go Pierre Lellouche, przewodniczący Zgromadzenia Parlamentarnego NATO: – Był ciekaw, kiedy wreszcie LOT na coś się zdecyduje. Ironicznie zapytał, czy jeśli wybierze Boeingi, to Amerykanie zniosą nam wizy – mówi Pastusiak. Marszałek przyznaje, że rozmawiał na temat samolotów dla LOT z premierem Markiem Belką: – Oczywiście dla firmy najważniejszy jest aspekt ekonomiczny, ale LOT jest spółką, gdzie kontrolny pakiet akcji ma Skarb Państwa i jego przedstawiciele muszą liczyć się z politycznymi konsekwencjami podejmowanych decyzji – podkreśla Pastusiak. Teraz polskim dyplomatom szczególnie zależy na poprawie chłodnych stosunków z Niemcami i Francuzami: ważą się losy budżetu Unii i stawką są miliardy euro, które mają do nas popłynąć z Brukseli.

Polityka 6.2005 (2490) z dnia 12.02.2005; Ludzie i wydarzenia; s. 15
Reklama