Orson Welles wiele lat po sfilmowaniu „Obywatela Kane’a” wyznał: „Realizacja filmu to tylko dwa procent, reszta to głupia bieganina. Zmarnowałem kawał życia, by namalować coś jeszcze tymi piekielnie drogimi farbkami, jakimi jest kino”. Miał powody do rozgoryczenia, ponieważ po nakręceniu jednego z najwspanialszych filmów w historii kina (w wielu rankingach „Obywatel Kane” zajmuje wciąż pierwsze miejsce), nie otrzymał żadnego poważnego zamówienia w Hollywood. Dla pieniędzy robił reklamy wina i linii lotniczych. Pogrążał się w samotności, upodobniając się do swojego filmowego bohatera.
Film z 1941 r., do którego Welles scenariusz napisał razem z Hermanem Mankiewiczem, opowiada o życiu magnata prasowego Williama R. Hearsta, który przedkładał gazety nad kino, ponieważ za pomocą prasy można było niszczyć ludzi. Po premierze rozpętała się niebywała nagonka. Hearst próbował nawet wykupić i zniszczyć wszystkie filmowe taśmy. Wprawdzie film dostał dziewięć nominacji do Oscara, ale ostatecznie tylko jedną statuetkę (za oryginalny scenariusz). „Obywatel” na długie lata powędrował na półki. A jednak Welles odniósł zwycięstwo. Trudno dziś wyobrazić sobie historię kina bez „Obywatela Kane’a”. Ponad sześćdziesiąt lat po premierze nie stracił on swej aktualności.
W wydaniu na DVD obok tytułowego „Obywatela Kane’a”, zamieszczono rewelacyjny dwugodzinny dokument „Starcie tytanów”, opowiadający o zmaganiach reżysera z magnatem prasowym.
Marek Sobczak
++ dobre
+ średnie
– złe