Archiwum Polityki

Lata wojen

Jakież to wszystko było w szkole klarowne i proste. Wojnę trzydziestoletnią (1618–1648) między katolikami (Liga) a protestantami (Unia) podzielić można na cztery okresy: czesko-palatyński (1618–1623), duński (1625–1629), szwedzki (1630–1635) i szwedzko-francuski (1635–1648). Najsłynniejsi wodzowie to okrutny Albrecht Wallenstein, ostrożny Johann Tilly, lew północy Gustaw Adolf, chytry Johan Baner, Wielki Kondeusz, uparty Henri de Turenne i oczywiście nasz Aleksander Lisowski, który ze swoimi lisowczykami zapędził się aż nad Ren i po Niderlandy, dzięki czemu mógł Rembrandt zapamiętać i namalować później „Polskiego jeźdźca”. Po pokoju westfalskim rozbiegli się bohaterowie wojny po Europie, służąc swoim zbrojnym ramieniem różnym panom i sprawom. Nie zabrakło ich i w Rzeczypospolitej. „Szmer pochwalny rozległ się między książęcym rycerstwem na widok głębokich szeregów niemieckich. Kolety na nich jednostajne, czerwone, na ramionach połyskujące muszkiety. Szli po trzydziestu w rzędzie, krokiem jednostajnym, jakby szedł jeden człowiek, silnym i grzmiącym. A wszystko chłopy rosłe, pleczyste – żołnierz stary, który w niejednym kraju i niejednym ogniu bywał, po większej części weterani z trzydziestoletniej wojny, sprawni, karni i doświadczeni”. Nic dziwnego, że zachwycony pan Skrzetuski komentował: „Gdym ich ujrzał, myślałem, że triarii rzymscy”. Prawda, jakie to było rycerskie i piękne.

Tymczasem ukazała się u nas książka Petera Engluda „Lata wojen” (oprócz niej dostępne są w języku polskim „Połtawa” i „Niezwyciężony” tegoż autora – wszystkie nakładem gdańskiego wydawnictwa Finna). Peter Englund jest historykiem nawiązującym do francuskiej nouvelle histoire i pisarzem.

Polityka 6.2005 (2490) z dnia 12.02.2005; Stomma; s. 106
Reklama