Archiwum Polityki

Kartki z podróży

Po cholerę mam wyjeżdżać, mnie tu także jest źle - irytował się pewien przeciwnik włóczenia się po świecie. Inny znów, zblazowany kuzynek Wiecznego Tułacza zwierzył się dziennikarzom: "- Czasem wydaje mi się, że znam już nawet obłoki". Natomiast noblista Singer doradzał czytelnikom: "Zmienić miejsce, to zmienić los..." Zostawmy w spokoju autorytety. Wszyscy dzisiaj jeżdżą, aż poczciwy globus staje się za mały. Jeżdżą i wysyłają kolorowe pocztówki z opisami przyrody i swego stanu ducha, licząc na wzajemność. Tak jakby nigdy nie zetknęli się z lotną frazą K. I. Gałczyńskiego: "Idiota pisze, a cham nie odpowiada. I to się nazywa - korespondencja". Przyznaję ze wstydem: nigdy nie rewanżuję się odkrytkami z widoczkiem. Koniec wakacyjnego sezonu sprawił jednak, że postanowiłem nadrobić zaległości. Wrzucam do skrzynki kilka kartek.

Kazań. Kto nie widział ulicy Baumana, mało wie o życiu. Błotnista maź zalegająca chodniki. Tłum idący niespiesznie z sumkami w rękach, szeleszczącymi przygodą zakupów. Uniwermag (połowa lat osiemdziesiątych), w którym można było kupić balowe rękawiczki z czarnej dermy dla kazańskiej Nataszy Rostowej i melonik, pokryty kurzem wojen i rewolucji. Nagle jeden z przechodniów osunął się na ziemię. Fałszywy błysk słońca zamigotał na ostrzu noża, który został w jego plecach jak w futerale. Mężczyzna leżał, tłum szedł dalej, dwóch agentów milicji trzymało między sobą drobnego chłopaka o tatarskich rysach. Trzeci agent kopał go w brzuch butem zakończonym metalową skuwką. Po sekundzie zjawił się czwarty funkcjonariusz. Rąbnął chłopaka w kark kolbą makarowa. Kiedy nożownik i jego ofiara leżeli już obok siebie, stróże ładu dołączyli do idących, wtopili się w ciżbę.

Polityka 36.1999 (2209) z dnia 04.09.1999; Groński; s. 77
Reklama