Czesław Niemen i The Beatles wygrali w plebiscycie "Polityki". A pan na początku kariery śpiewał piosenkę "Nie bądź taki bitels".
Przystrzyżone głowy "na agrest" kończyły swój modny żywot z nastaniem beatlemanii. I nawet zmiana fryzury była przez władze odbierana jako wybryk. Żeby nie narazić się na radykalny zakaz występów, jak to miało miejsce z zespołem Rhytm and Blues, musieliśmy stosować taktykę swoistego kamuflażu. O kompozycji, aranżacji i wykonaniu najchętniej bym zapomniał.
Ale nie wypiera się pan tego utworu?
Przede wszystkim nie chcę nobilitować tej piosenki i nazywać jej utworem. To, że uznałem za konieczne umieszczenie jej na płycie CD "Sen o Warszawie", dowodzi najlepiej, że się nie wypieram niczego. W realizowanym projekcie "Niemen od początku" zamierzam pomieścić wszystkie moje piosenki nagrane i opublikowane w Polsce w latach 1962-80. Traktuję to również jako terapię otrzeźwiającą. Nigdy za dużo autoironii.
Śpiewał pan tam: "zetnij bracie kudły i nie rób na złość mamie". A cztery lata później w 1967 r. - "Dziwny jest ten świat". Te piosenki to przecież dwa różne światy.
Wszyscy dorastaliśmy. Zresztą fakt ten także dowodzi, że przeszedłem przyspieszoną ewolucję od słodkiego belcanta do rocka i rhytm and bluesa. A świat wydał mi się dziwny, dlatego że zaczął niszczyć moją wiarę w ludzką życzliwość. Ci od nagonki nie ograniczali się tylko do krytykowania mojego sposobu śpiewania. Nie kończyli także na wyszydzaniu fryzury i stroju.
Był pan hipisem?
W sensie ideologicznym - nie. Natomiast kolorowe stroje były prowokacją z mojej strony. W ten sposób kontestowałem siermiężny i zaściankowy mieszczański sockonformizm oraz "elegancję" białych koszul i krawatów na gumkę.