Archiwum Polityki

Smutny święty

Gdzie gubernator, tam i bal - napisał Gogol. Na jego wyszło: mógł się o tym przekonać każdy, kto obejrzał w "Faktach" migawkę z imienin Mariana Krzaklewskiego. Była to feta w stylu retro. Jakby kamera zawędrowała w komusze czasy. Rejestrując przyklejonych do boazerii całuśników. Śpieszących z darami do Wielkiego Szefa. To samo rozanielenie w oczach, identyczne uśmiechy, wpisane w kwadrat sylwetki, furkot powietrza, wstrząsanego przymilnym merdaniem. Jedna różnica: z najokazalszym prezentem wystąpił gdański knajpiarz, obsługujący elity. Ma już bodajże w karcie owsiankę ŕ la Pan Mietek. Nóżki w galarecie ŕ la Wałęsa. Suma (suma nie gra roli) ŕ la prałat św. Brygidy. Zatroszczył się pluralistycznie o śledzia ŕ la Kwaśniewski. Przyszła kolej na Mariana K. Czy jednak wypadało uczcić go klopsem ŕ la AWS? Głupio to by jakoś wyglądało. Więc knajpiarz wpadł na lepszy pomysł: podarował solenizantowi szablę.

To rozumiem: wróciła scena z "Zemsty". Raptusiewicz ogląda karabele. I dziarsko pomrukuje:

Ej, to śmiga! - jakby wrosła.
Niejednego ona posła
Wykrzesała z kandydata...

Restaurator odgadł, że szabelką sprawi największą radość obdarowanemu. Konika przecież już ma: Pałac Prezydencki. Teraz, jak w śpiewance, Marian K. z ostrą szabelką przy boku - co się natnie, to jego. I jak tu się dziwić, że związkowy karmazyn sprawiał wrażenie bardzo zadowolonego. Z Gdańska kawał drogi do Pabianic. Nie dochodzą jęki i westchnienia zdymisjonowanego; w warsztacie samochodowym musi teraz zajmować się raczej rozrządem niż rządem. A reszta, reszta jak w anegdotce:

- To prawda, że pan był mistrzem intrygi?
- Prawda. Ale czy ktoś to docenił.

Polityka 39.1999 (2212) z dnia 25.09.1999; Groński; s. 85
Reklama