Posłowie Ligi Polskich Rodzin i Ruchu Katolicko-Narodowego, który odłączył się od LPR, nie mogą się dogadać w sprawie podziału miejsc w sejmowej sali posiedzeń. Liga domaga się od czwórki dawnych kolegów, żeby opuścili sektor klubu (szef koła Antoni Macierewicz siedzi kilka rzędów dalej). Posłowie LPR narzekają, że nie mogą przy dysydentach swobodnie rozmawiać czy przekazać sobie dokumentów, a poza tym działacze RKN zasłaniają członkom Ligi szefa klubu przy głosowaniach. Roman Giertych zwraca uwagę na zamieszanie, które może powstać w głowach wyborców, gdy w relacji z Sejmu widzą przemieszanych ze sobą politycznych adwersarzy. – Nie chcemy być utożsamiani z posłem Luśnią, który ma kłopoty lustracyjne. Problemem jest też brak miejsca dla posłów, którzy zasilili Ligę w trakcie kadencji. Na fotele nieobecnych kolegów musi się czaić ekspeeselowiec Janusz Dobrosz. Antoni Macierewicz powodów do przeprowadzki jednak nie widzi – jego zdaniem posłowie powinni zasiadać tam, gdzie uznają za stosowne. Żadna ze stron nie chce ustąpić. Skutków nie przynoszą też interwencje marszałka Sejmu. Posłowie Ligi opowiadają, że kiedy raz już odkręcono działaczom RKN tabliczki z ich nazwiskami przy fotelach, ci własnoręcznie przyśrubowali je z powrotem do swoich ulubionych miejsc.
Gdy zamiana foteli nie budzi kontrowersji, wystarczy o niej marszałka poinformować. Tak właśnie stało się przy przesadzaniu parlamentarzystów usuniętych z klubu SLD (Henryk Długosz, który sam się zawiesił, poprosił, by mógł zostać na swoim miejscu). Trochę zamieszania było przy przeprowadzkach dawnych ludzi Samoobrony. Wojciecha Mojzesowicza przesadzano dwa razy – z pierwszego rzędu do trzeciego i z trzeciego do dziesiątego, do kolegów z koła Polski Blok Ludowy.