Archiwum Polityki

Imperialiści z Gdyni

Jeszcze kilka lat temu Stoczni Gdynia przepowiadano rychły upadek. Tymczasem firma nie tylko mocno stanęła na nogi, ale kupiła Stocznię Gdańską. Dziś jest liczącym się pretendentem do dwóch fińskich stoczni koncernu Kvaernera, a w kraju ostatnią deską ratunku dla bankrutujących Polskich Linii Oceanicznych. Morskie imperium Janusza Szlanty rośnie w błyskawicznym tempie. Pytanie tylko: czy na trwałych podstawach?

Kiedy Gdynia pod wodzą prezesa Szlanty wykupywała gdańską kolebkę, związkowcy obawiali się oszustwa, zagarnięcia majątku ich firmy, likwidacji miejsc pracy i wszystkiego co najgorsze. Na historycznej bramie numer dwa wisiały transparenty o gdyńskich cwaniakach, którzy wzbogacili się kosztem biedaków. Ulotki o złodziejstwie wisiały też na każdym drzewie przy ulicy prowadzącej do Stoczni Gdynia. To z kolei oburzało wielu jej pracowników. Komisje zakładowe Solidarności obu firm patrzyły na siebie wilkiem.

Jednak po roku od zawarcia transakcji odbyło się ich pierwsze wspólne posiedzenie. Na przekór czarnym przepowiedniom w Stoczni Gdańskiej pracuje dzisiaj 2850 osób, czyli o 350 więcej niż gwarantowano w kontrakcie. Do końca roku zatrudnienie ma wzrosnąć o dalsze 700 osób. Pracy starczy dla wszystkich do połowy 2001 r. Średnia płaca wynosi ok. 2 tys. zł brutto.

- Nie najgorzej, po tym wszystkim, co nas spotkało - ocenia Bogdan Oleszek, zastępca dyrektora Stoczni Gdańskiej do spraw organizacyjnych.

Stocznia Gdańska koncentruje produkcję na tzw. holmie, zwalniając zbędne tereny, które obciążały przedsiębiorstwo podatkami. Te przenosiny kosztują. Trudno więc oczekiwać, że tegoroczny bilans będzie dodatni. Nie brak jednak głosów, że Gdynia w Gdańskiej odniosła wielki sukces. Sporo w tym przesady. Należałoby raczej powiedzieć, że sytuacja powoli staje się normalna, budowanie statków oddzielono wreszcie od polityki.

Politykom wciąż trudno w to uwierzyć. Przy okazji ostatnich obchodów rocznicy podpisania porozumień sierpniowych, "cały kwiat, wyjąwszy Leppera" (tak charakteryzują ich w stoczni) złożył kwiaty pod Pomnikiem Ofiar Grudnia 1970. Potem ruszyli ku bramie nr 2, chcąc wejść na teren stoczni. Ale brama była zamknięta. Poseł Adam Słomka machnął legitymacją poselską, domagając się otwarcia, po to, by zgromadzeni mogli odbyć spotkanie w historycznej sali bhp.

Polityka 41.1999 (2214) z dnia 09.10.1999; Gospodarka; s. 64
Reklama