Archiwum Polityki

Śmieszna rura

1 Jak na razie, najdłuższą podróżą, jaką odbyłem po Warszawie, była pewna nocna jazda na Jelonki, ale o tym innym razem. Teraz opowiem o drugiej, krótszej, choć dla mnie też dalekiej podróży; teraz opowiem, jak jechałem do Telewizji na Woronicza. We wtorek wieczór to było. Siedzę w samochodzie, przeglądam wtorkowe gazety i bezskutecznie usiłuję wywołać w sobie uczucie zażenowania faktem, że na żaden z tematów zaproponowanych przez redaktora "Pegaza" Janusza Wróblewskiego (bo ja na Woronicza do Telewizji do "Pegaza" jechałem) nie mam nic do powiedzenia. Jadę i prawdę powiedziawszy poza łakomstwem na występ w Telewizji w ogóle żadnego uczucia nie jestem w stanie w sobie wywołać, jestem w całości niezwykle otępiały uczuciowo. Otwieram wtorkowe "Życie" i natychmiast moje uczucia same z siebie się budzą. Otwieram "Życie" i faktycznie znacznie się ożywiam. Na przedostatniej stronie jest tam cała kolumna wypowiedzi rozmaitych godnych osób, które z okazji jubileuszu (akurat trzecia rocznica powstania tej gazety wypadała) życzenia rozmaite, powinszowania, a i przestrogi, a nawet zastrzeżenia pewne pod adresem Jubilata składają. Uwagę moją przykuwa głos księdza arcybiskupa Józefa Życińskiego, zawsze wszak teksty jego autorstwa z wielką uwagą czytam.

2 Ksiądz arcybiskup Józef Życiński w zasadzie dobrze życząc "Życiu" karci też w swej wypowiedzi redaktorów "Życia" za pewne tyczące pornografii ekscesy, w rezultacie których to nierozważności redaktorskich "ci - powiada arcybiskup - którzy naprawdę współpracują z pismami pornograficznymi jak Szczypiorski czy Pilch, mogą zacierać ręce". Otóż nie jest prawdą, że ja naprawdę współpracuję z pismami pornograficznymi.

Polityka 41.1999 (2214) z dnia 09.10.1999; Pilch; s. 83
Reklama