Archiwum Polityki

O topieniu w piecu

Celem uporządkowania doznań prosto z festiwalu filmowego w Gdyni pojechałem do Wisły. Listopad w górach - ukochana moja pora roku, zapach śniegów zaczajonych w niebiosach, granatowa chmura nad mieszanym lasem, sezon rozpalania palenisk. Byłem pewien, że jak zwykle w domu będzie zimno jak w psiarni, stopy przymarzające do podłogi, szron na obrusie, te i inne motywy wielokrotnie już opisane albo nie opisane.

Chyba na czarną godzinę zostawiam traktat o kunszcie rozpalania pieca kaflowego, opowiadanie o tamtych nieistniejących czterech piecach, zwłaszcza o czwartym najbardziej tajemniczym: stał w ostatniej izbie, złożony był z rzadkich ciemnoniebieskich kafli z niedocieczonym wzorem, umiejętnie rozpalony trzymał ciepło jak jasny gwint, żeliwne drzwiczki rozżarzały się nocą ciemną do białej płynności. Jak tamte piece grzały, jak rytualnie przy pierwszych jesiennych podejściach dymiły, jakie dla każdego inne architektury podpałek trzeba było subtelnie wznosić w ich czeluściach. Z jakiego drewna i z jakiego papieru. W końcu nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie topił w piecu za pomocą podpałki bukowej i "Przekroju", co innego lipa i "Trybuna Robotnicza" w strzępach. ("Topić w piecu" - tak się tu zawsze mówiło, co jest dialektyzm, ale też i starożytność. Linde w Słowniku daje w tej sprawie objaśnienie: "Jak słowo pławić przechodzi ze znaczenia zapuszczania w wodę do znaczenia roztopu przez ogień, tak też podobnież słowo nasze topić znaczy (...) Atoli za skazówką dialektów, w których słowo ťtopittiŤ znaczy cieplić, grzać, trafimy na zrzódło teplý, tj. ciepły: za tym wszystkie znaczenia za ich pomocą tak pogodzić trzeba").

Ojciec zwłaszcza był wirtuozem palenia w piecu, układania podpałek w konstrukcje przypominające miniaturowe wieże Eiffla, znał się na drewnie, znał się na węglu, jego jest kluczowy wynalazek, sekret, którego rzecz jasna nie zdradzę: jak rozpalić w palenisku zaczynając od samego węgla?

Polityka 46.1999 (2219) z dnia 13.11.1999; Pilch; s. 91
Reklama