Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Na długiej smyczy

W ostatnich tygodniach złoty staniał w stosunku do dolara o kilkadziesiąt groszy. Pesymiści twierdzą, że to nie koniec złej passy i że - w razie kryzysu rządowego - dolar może kosztować ponad 5 zł. Optymiści, że to tylko korekta kursu przewartościowanej przedtem złotówki.

Szybkiego tempa dewaluowania się polskiej waluty nie można wytłumaczyć tylko inflacją. Wprawdzie jest ona już niepokojąco duża, gdyż jak podał GUS - w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy ceny skoczyły w górę prawie o 9 proc., ale w tym samym czasie dolar w kantorach zdrożał co najmniej o 25 proc. Wniosek z tego taki, że to nie inflacja napędza cenę dolara, ale odwrotnie - ceny w kraju rosną, ponieważ tanieje złoty, a najbardziej tego jaskrawym przykładem jest paliwo.

W górę i w dół

Każdy kraj prowadzi własną politykę kursową. Niektóre (np. Chiny) wybierają kurs stały, niezależny od rynku. Tak było także w PRL i konsekwencją tego była ścisła reglamentacja dewiz. Kurs kształtowany obecnie w Polsce przez Narodowy Bank Polski jest płynny, czyli zmienia się codziennie. O tempie dewaluacji złotego decyduje wprawdzie NBP, wyznaczając kurs centralny, ale rynek może kurs korygować. Jeszcze niedawno o 7 proc. w górę lub w dół, w tym roku już o 15 proc. Można więc powiedzieć, że to rynek decyduje już w Polsce o cenie walut, ale - na wszelki wypadek - Bank Centralny ciągle trzyma ją na smyczy. Co prawda bardzo długiej.

Do czasu zawieruchy podatkowej złoty w kantorach był droższy niż według kursu NBP. Teraz dzieje się odwrotnie - według kursu centralnego złoty jest więcej wart niż na kantorowym rynku. Jak z tego widać, kurs centralny nie podlegał aż takim wzlotom i upadkom jak kantorowy, jego krzywa jest o wiele bardziej płaska.

Najwidoczniej NBP nie uważa obecnej sytuacji złotego za wystarczająco dramatyczną, aby rzucić mu, jak to już niejednokrotnie czynił, kółko ratunkowe. Polska ma obecnie poważne rezerwy dewizowe, z których można nieco uszczknąć i zacząć wyprzedawać dolary na rynku, aby - zwiększając podaż - wpłynąć na obniżkę ich ceny.

Polityka 48.1999 (2221) z dnia 27.11.1999; Gospodarka; s. 66
Reklama