Wahania kursu złotego, jakie towarzyszyły rozterkom wicepremiera, zwłaszcza zaś ostry wzrost notowań po jego deklaracji pozostania w rządzie, pokazały, jak bardzo osoba Leszka Balcerowicza waży na ocenach polskiej gospodarki. Ale, rzecz jasna - co słusznie zauważyło wielu komentatorów - gospodarka to nie jeden Balcerowicz i nawet gdyby odszedł, po jakimś okresie wahań i nerwowości rynki walutowe wróciłyby do normy, określanej faktyczną kondycją polskiej gospodarki. A jaka jest ta kondycja? W radiowej Trójce prezenter opowiadał najświeższy dowcip: co się stanie, jeśli Balcerowicz odejdzie? Wzrośnie inflacja, deficyt budżetowy, bezrobocie. A co będzie, jeśli zostanie? Sytuacja wróci do normy, to znaczy będzie rosła inflacja, deficyt i bezrobocie. Dokładnie tak komentuje rządy Balcerowicza SLD-owska opozycja, podkreślając ze złośliwą satysfakcją, że za Grzegorza Kołodki wszystkie wskaźniki makroekonomiczne były bez porównania lepsze niż za Wielkiego Balcerowicza.
Rzeczywiście, wyniki polskiej gospodarki są gorsze niż bywały, choć nadal na tyle dobre, że jakiekolwiek mówienie o katastrofie (słowo chętnie używane przez liderów SLD) jest nadużyciem. Na pewno jednak Balcerowicz jako szef gospodarki nie może mieć poczucia sukcesu. Czy nie lepiej więc, aby odszedł teraz, zachowując choćby część swojej legendy i autorytetu, niż np. za rok czy półtora, kiedy ogólna sytuacja (na co wskazują choćby rosnące kłopoty z ZUS-em, kasami chorych, bilansem płatniczym, inflacją) może być jeszcze gorsza? Ma swoje miejsce w historii, jakiego nie będzie miał żaden z dzisiejszych polityków, więc po co mu się szarpać - tak mówiło wiele osób życzliwych wicepremierowi.
Powrót w nowe dekoracje
Nie wiem jak na własny użytek pytanie to formułował sam Balcerowicz, ale musiał je sobie zadać.